środa, 13 lutego 2019

SANDY GALLIN i DAVID GEFFEN jako zespół zarządzający Michaela Jacksona

Wiemy kim jest David Geffen. Ale kim jest Sandy Gallin?

Sandy Gallin

Nieżyjący już Sandy Gallin był przyjacielem Geffena, który pracował dla Michaela Jacksona przez 6 lat i zastąpił Franka Dileo na stanowisku osobistego menadżera. Najciekawszą rzeczą na temat Gallina jest to, że nie wiemy o nim niemalże niczego poza tym, iż zarządzał karierą Michaela podczas krytycznego okresu, od sierpnia 1990 r. do połowy albo końca roku 1996.

Zakończenie kadencji Gallina jest niejasne i w pewnym sensie otoczone tajemnicą, bo moment, w którym rozpoczął pracę jest absolutnie określony - Gallin został zatrudniony przez Michaela Jacksona 18 sierpnia 1990 r. w trakcie monumentalnej zmiany sił w Sony zaaranżowanej przez Davida Geffena.

W skrócie, rezultatem zakulisowych manipulacji Geffena było zastąpienie starego zespołu składającego się z Waltera Yetnikoffa/Franka Dileo/Johna Branci, przez wiele lat sukcesywnie kooperujących z MJem, ludźmi Geffena.

Niektórzy z nich byli prawnikami Geffena (np. Bert Fields) albo serdecznymi przyjaciółmi (jak Sandy Gallin), a niektórzy z nich byli jego nowymi aliantami w Sony (jak Tommy Mottola i prawnik Allen Grubman), którzy byli po stronie Yetnikoffa, lecz przeszli na stronę Geffena, czyli zwycięzcy w bitwie pomiędzy relatywnie wegetariańskim starym szefem a nowym rekinem na lagunie. Ten pseudonim został nadany Geffenowi przez Paula Rothchilda, który wcześniej padł ofiarą jego bezwzględności i ostrzegał innych w latach 80-tych: "Kiedy David Geffen wkracza do kalifornijskich wód w charakterze menadżera, do laguny wpływają rekiny". 

Geffen był zaangażowany w obrzydliwy przekręt związany z Yetnikoffem i miał do niego osobisty żal, jednak czystka z roku 1990 skrzywdziła również ludzi takich jak Frank Dileo i John Branca, których jedynym zawinieniem było to, że są w dobrych relacjach z Yetnikoffem.

Po szeptaniu do ucha Michaela, najpierw przyszedł czas na Franka Dileo - zastąpionego później przez Sandy'ego Gallina, który miał wykreować karierę filmową Michaela w Hollywood.

Trochę więcej szeptania - i John Branca też musiał odejść, zastąpiło go trzech prawników wybranych przez Geffena, a jednym z nich był Allen Grubman, który zajął się nowym i stałym kontraktem Michaela z Sony.

Jednakże, pozbycie się tych, których nie lubił David Geffen, nie wystarczyło. Nawiązując do autoryzowanej biografii Geffena, autorstwa Toma Kinga, po odejściu Branci, Geffen "wpadł w szał" niszczenia Branci i jego kariery. Mając to na celu, obdzwonił innych w branży instruując ich, aby też go zwolnili.

Z "Operatora" Toma Kinga, str. 468:

Geffen uwziął się także na Johna Brancę, prawnika Michaela Jacksona, który de facto stał się menadżerem Jacksona po zwolnieniu Franka Dileo. Branca był blisko z Yetnikoffem i Geffen chciał pozbyć się również jego. Pod wpływem raportów Geffena twierdzących, że Branca przyjmował zbyt duży procent zysków piosenkarza, Jackson niedługo potem powiedział Brance, że może odejść.

Dodatkowo, Geffen wpadł w szał rujnowania Branci, siedząc od rana przy telefonie i instruując wielu innych ludzi, żeby również go zwolnili... Kiedy Lowenstien zlekceważył polecenie Geffena, Geffen uwziął się także na niego. Ich przyjaźń, trwająca od 1969 r., dobiegła końca.

Ten mały szczegół na temat zakończenia starej 20-letniej przyjaźni z przyjacielem, który odmówił zwolnienia swojego prawnika niezgodnie z wolą Geffena, jest interesującą namiastką jego charakteru. To pokazuje mściwość Geffena i intensywność jego nienawiści wobec Branci.

Nienawiści z jakiego powodu? Czy była to rywalizacja i pragnienie odsunięcia kogoś, kto mógłby być potencjalnym doradcą Michaela Jacksona i mógłby poprowadzić go w innym kierunku? Jeśli chodzi o to, to pokazuje jak ważny był Michael dla Geffena i jak bardzo chciał trzymać go w garści.

Jakakolwiek była motywacja Geffena podczas tego wydzwaniania po ludziach, żeby zwolnili Brancę bezpodstawnie, to nie powinno to zostać zapomniane - ten modus operandi może pomóc wypełnić inną lukę w całym obrazie wydarzeń wokół Michaela Jacksona.


NOWY MENADŻER

W tym momencie, spośród całego tłumu zbierającego się wokół MJa latem 1990 r., to Sandy Gallin interesuje nas najbardziej.

W pewnym stopniu to zainteresowanie wzbudza brak jakiejkolwiek informacji na jego temat. Dlaczego tak naprawdę wiemy tak mało o Gallinie? I czy opłacało się zamienić Franka Dileo na Gallina? Czy było to rzeczywiście tak konieczne dla Michaela Jacksona, jak wmówił mu to Gaffen?

Krótka biografia Sandy'ego Gallina opublikowana niedługo po jego śmierci w wieku 76 lat, mówi, że "prowadził urozmaicone życie w show biznesie". "Był agentem i menadżerem, reprezentującym Barbarę Streisand, Neila Diamonda, Mariah Carey oraz Limp Bizkit. Wyprowadził Michaela Jacksona z kryzysu we wczesnych latach 90-tych. Produkował programy telewizyjne i filmy, towarzysząc czasami Dolly Parton; pod koniec życia projektował luksusowe domy". Wkładem Gallina w karierę Michaela było "przygotowywanie jego występów na Super Bowl, rozdanie Grammy, American Music Awards i na galę inauguracyjną prezydenta Clintona; zaaranżował także transmitowany przez telewizję wywiad z Oprah Winfrey".

I to by było na tyle.

Ani jednego słowa o umieszczeniu Michaela Jacksona w filmach, co było podstawowym argumentem namawiania Michaela przez Geffena do zatrudnienia Gallina. Nawet, jeżeli takie plany istniały, to żaden z nich się nie zmaterializował ani w ogóle nie został zainicjowany przez Gallina. Co więcej, po bliższym przyjrzeniu się sprawie, dowiemy się, iż parę wysiłków Gallina w kwestii produkowania filmów było dalekie od sukcesu, i to właśnie on sam chciał zrobić karierę w Hollywood.

Zatem wywiad z Oprah, Superbowl, gala Clintona i kilka nagród, jakie Michael i tak mógł otrzymać, to wszystko co MJ otrzymał dzięki Sandy'emu Gallinowi w trakcie 6 lat, kiedy to był jego osobistym menadżerem i rocznie pobierał siedmio-cyfrową wypłatę.

Jednakże prawdą jest również, że w tamtym okresie Michael Jackson wyjechał w dwie światowe trasy koncertowe - "Dangerous" i "HIStory", ale osobą odpowiedzialną za aranżowanie tychże wydarzeń nie był oczywiście Gallin, lecz Jim Morey, jego partner z firmy zarządzającej, Gallin Morey Associates.

Jim Morey

Oficjalne źródła opisują Jima Moreya jako "jednego z ekspertów przemysłu muzycznego w kwestii wydarzeń na żywo i koncertów, które przyniosły krocie na całym świecie za sprawą takich tras jak Butterfly World Tour Mariah Carey, wieloma trasami Neila Diamonda i bijących rekordy tras Hannah Montany/Miley Cyrus, ORAZ tras Michaela Jacksona, Dangerous i HIStory" - tak więc jasnym jest, że zyski z tych tras muszą iść do Jima Moreya, a nie do Sandy'ego Gallina, jak moglibyśmy przypuszczać.

Ale czym w takim razie zajmuje się Sandy Gallin?


CZYM ZAJMOWAŁ SIĘ GALLIN?

Odpowiedź na to pytanie zależy od tego jakich mediów jesteście odbiorcami.

Jeśli artykułu z marca/kwietnia 1996 r., który wyśmiewa Gallina ohydnym nagłówkiem "Wacko Jacko Flaco ma problemy z dziewczyną", to dowiecie się, że Gallin w ogóle nie nadawał się do menedżerowania czyjejkolwiek kariery - lekceważył swoje własne oświadczenia finansowe, a zapytany podczas przesłuchania nie potrafił odpowiedzieć na proste pytanie dotyczące jego własnych zarobków.

Jego dzień pracy zaczynał się o godz. 14, nigdy w piątki, i zaczynał się codziennej od medytacji z guru. Medytacja nigdy nie pomagała, bo moment później w Gallina wstępował kolejny nastrój i siał spustoszenie za sprawą rzucania sprzętem biurowym w drzwi.

Jego codzienna rutyna zawierała wykonywanie telefonów podczas masażu oraz robienie manicure'u i pedicure'u w trakcie spotkań biznesowych. Żeby zapewnić sobie sukces w biznesie, wziął udział w "kongresie szamanów", którzy pobłogosławili jego pracę poprzez potrząsanie kurzymi kośćmi nad wszystkimi drzwiami w jego biurze.

Do tego wszystkiego, Gallin lubił promować swoich chłopaków na stanowiska kierownicze w swojej firmie, pomimo tego, że nie mieli oni żadnego wyszkolenia ani doświadczenia w biznesie, poza "chodzeniem na imprezy z Gallinem ubranym w Armaniego". Tak naprawdę, to był jego preferowany sposób na traktowanie mężczyzn i dyskryminowanie zatrudnionych kobiet, co doprowadziło fnalnie do procesu z rąk jednej z byłych pracownic, i który jest bezpośrednią przyczyną powstania tego artykułu w "SPY".

SPY, marzec/kwiecień 1996 r.

C.C.Baxter

... pewne dokumenty Sądu w LA. ujawniają postępowanie cywilne przeciw Gallinowi i jego firmie, Gallin Morey Associates, z powództwa byłej pracownicy, Nancy Lewis.

Lewis pozwała za bezpodstawne zwolnienie, dyskryminację pracowników, oszustwo, naruszenie warunków umowy oraz naruszenie zasad dobrej wiary i uczciwości.

Zanim sprawę doprowadzono do sądu, Gallin zawarł ugodę z Lewis na nieujawnioną sumę, a prawniczce Lewis, Jennifer Mintz - zostały zakneblowane usta poprzez zapis o nieujawnianiu szczegółów umowy - co postawiło Lewis w sytuacji kota, który zjadł kanarka.

W swoim powództwie cywilnym, Lewis - jako była recepcjonistka awansowana na asystentkę - skarżyła się, że odmówiono jej promocji na stanowisko menadżera z powodu faworyzowania mężczyzn, którzy byli zatrudniani i/albo promowani "bez żadnego poszanowania dla doświadczenia, wyszkolenia czy też poświadczeń".

Podczas, kiedy kobiety były "kierowane" na stanowiska sekretarskie, mężczyznom przyznawano wyższe wynagrodzenia i większe obowiązki, stwierdzono w roszczeniu.

Zwolniona po poinformowaniu Gallina o swoim zamiarze skontaktowania się z adwokatem w sprawie jej praw w kwestii dyskryminacji płciowej w jego firmie, Lewis została zastąpiona - zgadliście - przez mężczyznę. Teraz robi się jeszcze ciekawiej.

Mężczyzną, który zastąpił Lewis, i którego szybko awansowano na menadżera, został - niespodzianka! - ówczesny, obecnie były, kochanek Gallina, Scott Bankston. Oczywiście, to stara hollywoodzka historia nepotyzmu z wkręconym wątkiem chłopaka - imprezowicza: Bankston nie miał doświadczenia w biznesie poza chodzeniem na imprezy z Gallinem ubranym w Armaniego - ale co tak naprawdę ujawniono, to to jak w rzeczywistości styl biznesowy Gallina przyczynia się do niekontrolowanego zarządzania.


... zapytajcie go ile zarabia, a jego mózg zamieni się w Kostkę Rubika. Zapytany w toku śledztwa związanego ze sprawą Lewis, Gallin odpowiedział "Nie wiem". Pomijając lekceważenie swoich oświadczeń finansowych, czym faktycznie zajmuje się człowiek zarządzający Roseanne?

Bardziej entuzjastycznie podchodzi do grania w lidze jako "G", w SKG [Spielberg, Katz, Geffen] i z Barrym Dillerem niż do opieki nad swoimi klientami.

Kiedy klientka, Margaret Cho, zakończyła swoje zeznanie, jej uwagi nie zostały natychmiastowo odrzucone. I mówimy tu o poważnym braku wizji: Kiedy potencjalny klient, George Clooney, został zasugerowany Gallinowi, ten lekceważąco zapytał "Jak dobry on może być?". Ups.

Zatem... Żadnej wiedzy na temat swoich własnych przychodów, zero wizji, i kto mógłby wyjaśnić tę relację pomiędzy szanowanym Jimem Moreyem a pogardzanym Gallinem?

"Sandy musi wiedzieć gdzie są pochowane ciała Jima", twierdzi jeden z czterdziestu-paru pracowników, który przez osiem miesięcy pracował w biurze Gallina, pomiędzy 1994 a 1995 r.

Jeszcze raz, czym zajmuje się Sandy Gallin? Po pracy ze swoim osobistym trenerem, zazwyczaj pokazuje się w biurze około godziny 14 - nigdy w piątki.

Robi manicure i pedicure w trakcie spotkań, potem medytuje ze swoim guru za zamkniętymi drzwiami. Minutę po zakończeniu medytacji, jakiś sprzęt biurowy uderza w drzwi i "znów dostaje szału". Inny pracownik opisuje Gallina tak:

"Jest najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na ziemi. Ma prawdopodobnie wszystko, czego mógłby zachcieć, a jest najbardziej nieszczęśliwą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Wpada w te nastroje, kiedy szturmuje biuro... Po miesiącu od przeprowadzenia się do nowego biura, były dziury w ścianach, a stół Lucite leżał do góry nogami".

Co ciekawe, przed urządzeniem się w swoim nowym gabinecie, Gallin zwołał istny ekumeniczny kongres szamanów, którzy pobłogosławili to miejsce - z poszanowaniem potrząsając kurzymi kośćmi przy każdych drzwiach w biurze. Zaraz po ceremonii, atmosfera była opisywana jako "przerażająco... demoniczna".

Ehh. Po prostu kolejny dzień w raju.

Jeśli choćby jedna jota z tego, co napisano powyżej, jest prawdą, to tytuł Wacko powinien zostać przypisany Gallinowi i bardzo by do niego pasował. Historia ta podsuwa nam także myśl o tych nowych menadżerskich standardach, na jakie został skazany Michael Jackson w rezultacie tego nieszczęsnego zawłaszczenia władzy przez drużynę Geffena.

Jednakże, jeśli czytacie inne media - np. "Vanity Fair", które znane jest z niewytłumaczalnych ciepłych uczuć względem Davida Geffena i jego przyjaciół - otrzymacie prawdopodobnie podobne fakty, lecz zapakowane w o wiele atrakcyjniejszy sposób, tak, że z łatwością pogodzicie się z tymi nieszkodliwymi ekscentrycznościami bogatego Hollywood.

Artykuł Matthew Tyrnauera dla "Vanity Fair", także datowany na kwiecieć 1996 r., prezentuje Sandy'ego Gallina jako "pierwszego" menadżera talentów i "jednego z dwóch lub trzech najpotężniejszych menadżerów talentów w Hollywood". Artykuł skupia się na powiązaniach Gallina z mocno zamkniętym kręgiem Barry'ego Dillera, Calvina Kleina i Davida Geffena oraz ironizuje z lekkim zabarwieniem, wspominając regularną komunikację Gallina z siłą większą nawet od niego (z Bogiem).

Oto niektóre fragmenty z jego długiej historii, która rozpoczyna się od modlitwy wypowiedzianej przez Gallina w restauracji Mortons nad talerzem z tuńczykiem i kieliszkiem Chardonnay.


Zamek Sandy'ego

Kwiecień, 1996 r.

..."Drogi Boże i Boże naszych ojców, przyjmij proszę moje podziękowania za pokazanie mi sposobu na uwolnienie się od stresu, wysiłku, niepokoju, strachów, chorób, chciwości, wredności, szału, oceniania, nienawiści, złości - od całego zła, całej choroby...[]

Mówi tak przez jakieś dwie minuty, dopóki, w końcu, człowiek uważany za jednego z dwóch lub trzech najpotężniejszych menadżerów talentów w Hollywood, wyłania się ze swojej serdecznej litanii i spogląda na mnie zza swoich okularów od Giorgia Armaniego zadowolony i z szerokim uśmiechem.

Jasnym jest, iż byłoby to niemożliwe dla kogoś, kto nie kocha, nie rozumie i nie docenia Hollywood, i jest to bardzo dziwny sposób na kochanie, rozumienie i docenianie Sandy'ego Gallina. Jego postrzeganie siebie samego pochodzi z filmów o Hollywood. Gallin jest potężniejszy niż życie. On o tym wie. Np. kiedy załatwia biznesy, zakłada wyłącznie czerwoną bieliznę, ponieważ kiedyś przykazał mu tak jasnowidz. A to tylko początek.

Przepraszam, że przerywam, ale poprzednio w artykule wspomniano o "kongresie szamanów", a teraz o "czerwonej bieliźnie na spotkaniach biznesowych" doradzonej przez jasnowidza. Szczerze mówiąc, przypomina mi to rzekome rytuały voodoo MJa, opisywane przez to samo "Vanity Fair".

Nie mówiło się, żeby Michael Jackson był zaangażowany w tego typu praktyki - rozpaczał nawet po tym kiedy po raz pierwszy złamał zasadę Świadków Jehowy, by nigdy nie obchodzić świąt Bożego Narodzenia. Ale to, że ci, którzy zapraszają szamanów w celu zapewnienia sobie sukcesów biznesowych i ofiarują krowy w akcie zemsty na wrogach, to wtedy nie brzmi to już tak niedorzecznie...

W dalszym ciągu artykułu, Gallin nazywany "niesamowitym ekshibicjonistą" jest wychwalany przez niektórych ludzi, którzy byli także bliskimi przyjaciółmi Michaela Jacksona.

"On jest taki wielobarwny", mówi kumpela Gallina, Elizabeth Taylor. "Potrafi owinąć cię opiekuńczymi wibracjami, jak również swoim humorem i ciepłem, i już widziałam go w sytuacjach, kiedy po prostu przecina to wszystko jak diamentowy nóż - żadnej ściemy!".

Stwierdzenie Parton: "Jego dotyk jest magiczny. Jest także bardzo dziecięcy i pozostaje otwarty na wiele cierpienia... Sandy często jest nierozumiany, gdyż jest taki rozrywkowy, ale każdy, kto przebywał wokół niego, wie o tym".

Diller, który wylicza siebie samego wśród najbliższych przyjaciół Gallina, nie wspomina o magii, lecz z pewnością dostrzega cud Gallina. "Sandy jest rzadko spotykanym dobrym duchem. Ma wyjątkowy sposób nawiązywania bardzo precyzyjnego kontaktu z ludźmi, jaki tworzy formę szybkiego zaufania, pewności siebie - rodzaj całkowitego komfortu dla obojga i obydwie strony ufają sobie. To bardzo rzadko spotykany dar. To prawdziwy talent", mówi.

Osoba wtajemniczony w Hollywood - a także podziwiająca Gallina - oferuje mniej wypolerowany obraz: "Sandy nie ma wstydu, a kiedy nie masz wstydu, włazisz wszędzie. Najbardziej charakterystyczną cechą Sandy'ego, taką którą wszyscy by potwierdzili, jest to, że jest on niesamowitym ekshibicjonistą. Nie obawia się zażenowania."[]

Malibu. Rześki, mglisty poranek. Więcej modlitwy. Gallin staje na ogromnym łóżku w żydowskim szalu modlitewnym zwanym tałesem, zakrywającym jego twarz.

Codzienny rytuał rozpoczął się po tym jak u Gallina zdiagnozowano przerzuty czerniaka w 1985 r. Bardzo szybko przeszedł rekonwalescencję. "...Stałem się bardziej uduchowiony. To wtedy zacząłem zakładać tefilin. Zwracałem większą uwagę na dietę, zacząłem pić codziennie trawę pszeniczną, i poznałem Deepaka Choprę..."

Codzienny rytuał Gallina rozpoczyna się o 7 rano. Również medytuje i podnosi ciężary z Brianem Harmonem, swoim osobistym trenerem, w swojej olbrzymiej prywatnej siłowni. Następnie wskakuje na swojego StairMastera albo na bieżnię. Te ostatnie aktywności wykonuje ze słuchawkami na uszach. (Wykonuje i odbiera do 200 połączeń dziennie, czasami ciężko przy tym sapiąc, w trakcie konwersacji biznesowych wczesnym rankiem.).

Nie udaje się do biura swojej firmy menadżerskiej w Beverly Hills, Gallin Morey Associates, dopóki nie wybije południe. (Jednakże zostaje tam do godziny 21 lub 22). Jednak zapewnia mnie, iż "Nigdy nie oddalam się od telefonu na dłużej niż trzy minuty". Rozmawia przez telefon nawet podczas masażu. "Nie bój się", raz mnie zapewnił po tym jak głośno jęknął, "nie umieram. Robią mi shiatsu".[]

"Wziąłem ślub w Dzień Bożego Narodzenia w 1965 r. i tego samego dnia przeprowadziłem się do Kaliforni". Małżeństwo trwało jedynie osiem miesięcy, bo Gallin, przez większość swojego życia, był, jak to stwierdził jego przyjaciel Gore Vidal, "homoseksualistą". "Od tamtego czasu miał kilka relacji z mężczyznami, łącznie z nieżyjącym już aktorem i ze Scottem Bankstonem, 33-letnim menadżerem, którego Gallin zatrudnił niegdyś w Gallin Morey. (Niedawno Gallin zawarł umowę związaną z procesem o dyskryminację płciową, wytoczonym mu przez pracownicę, która twierdziła, że Gallin faworyzuje męskich pracowników. Gallin odmówił komentarza, poza stwierdzeniem "Sprawa została zakończona".).

Ale to co czyni Sandy'ego Gallina wyjątkowym, to to, iż jest częścią małej grupy bliskich przyjaciół, którzy zastępowali Gallinowi rodzinę przez ponad 20 lat. Barry Diller nazywa ich wzajemne oddanie nie inaczej jak "od kołyski aż do grobu, jak dobre państwo socjalistyczne".

   
Barry Diller (wtedy w Paramount), Calvin Klein, David Geffen (właśnie uruchomił Geffen Records) i Sandy Gallin, drzemiący razem na zdjęciu z 1981 r., z nowej książki Kelly Klein, "Photographs by Kelly Klein, zamieszczonym online przez Christophera Bonanosa z "NY Mag Daily".

Gallin jest znany z tego, że posiada rodzinne powiązania ze wszystkimi poza Królową. Jest członkiem grupy ludzi, których wieloletnie kontakty sprawiają, iż Bloomsbury wygląda na nudnego i pracowitego. "Barry Diller, Diane von Furstenberg, Calvin i Kelly Klein, David Geffen i Fran Lebowitz są jak rozszerzona rodzina", zaznacza Gallin z dumą. "Wielu ludzi znajduje się w rodzinie, jak również poza nią... lecz przez ostatnie 20 lat to oni stanowili rdzeń".

Ta czarująca, bogata grupa udaje się razem na wakacje, tak jak to było w minione Boże Narodzenie, na Wyspie Harbour, na Bahamach. I każdy dzwoni do każdego - zwłaszcza Geffen, Diller i Gallin, sąsiedzi z Malibu - wyjątkowo regularnie.

"Od kołyski aż do grobu, jak dobre państwo socjalistyczne", tak właśnie Barry Diller opisuje lojalność i wsparcie ze strony grupy jego najbliższych przyjaciół.

Gallin to potwierdza: "Jak każda inna rodzina, przechodzimy przez okresy kłótni, bycia rozczarowanym sobą nawzajem - i właśnie dlatego to jest jak rodzina, ponieważ to już trwa 20-30 lat".[]

Okazjonalnie, nawiązując do Gallina, konsultuje się on z Dillerem i Geffenem w kwestiach biznesowych. Tak naprawdę, jednym z największych źródeł profitów Gallina przez kilka ostatnich lat, była współpraca z Geffenem: to on przedstawił Gallina Michaelowi Jacksonowi.

Tworzył plan pięcio/sześcioletni dla "Dangerous" Michaela Jacksona, który stał się jednym z najlepszych albumów na świecie...

Przepraszam za ponowne przeszkodzenie, ale nie było żadnego planu - Michael decydował się na wybór pomiędzy albumem "Decade" zasugerowanym przez Brancę, który zawierałby głównie stare hity i kilka nowych kawałków, ale finalnie zrezygnował z tego pomysłu na rzecz wydania nowego materiału. Tak więc, nawet jeśli Michael do ostatniej minuty nie był zdecydowany, to jak Sandy Gallin mógł planować pięcio/sześcioletnią promocję albumu?

Warte zanotowania jest także to, że Gallin przyznaje, iż Michael Jackson jest jednym z największych źródeł dochodu, a ta lukratywna praca została mu zaproponowana przez przyjaciela, Davida Geffena.

Gallin usiłował przyczynić się do podobnego rodzaju sukcesu w przypadku ostatniego albumu Jacksona, "HIStory", który jak dotąd okazał się rozczarowaniem, sprzedając się w liczbie poniżej trzech milionów kopii w USA. Twierdzi, że album musi być "postrzegany jako 3-letni projekt", lecz przyznaje, że sprzedaż idzie wolno, i że spodziewał się, iż album "szybko wskoczy na szczyt".

Pomimo tych przerażających kontrowersji, jakie wirowały wokół Jacksona w ciągu kilku ostatnich lat, Gallin przez większość tego czasu siedział cicho. Pozostawia publiczne komentowanie agencji prasowej Jacksona, woląc pracować dla klienta za kulisami. Kiedy pytam go czy istnieje jakiś sposób na kontrolowanie wizerunku tej jakże nieziemskiej ikony, on jest raczej zaskakująco zrezygnowany:

"W tym momencie nikt nie może kontrolować w prasie niemalże niczego co dotyczyłyby Michaela. Wydaje mi się, iż prasa była tak bardzo złośliwa i negatywna w stosunku do niego, że bez względu na to jakie sukcesy będzie odnosił, czy jakie uczyni dobre rzeczy, to one i tak nie zostaną zaprezentowane w prasie".

Trudno uwierzyć w powyższe. Gallin i Geffen byli nierozłączni, i nawiązując do Toma Kinga "Geffen uświadomił sobie z jaką łatwością przychodzi mu manipulowanie prasą. Media miały stać się jednym z jego najpotężniejszych narzędzi, pomagając mu w osiągnięciu wszystkiego, o czym by tylko zamarzył". Zatem, jakby chcieli, to by mogli.

Nie sugeruję, że Geffen powinien był manipulować prasą, żeby pomóc Michaelowi Jacksonowi, lecz jeśli i tak już się tym zajmował, to mógł przynajmniej zrobić coś, żeby powstrzymać media od obrzucania go błotem. Zamiast tego, Geffen i Sandy Gallin "przez większość tego czasu siedzieli cicho".

Nic dziwnego, że w tamtym momencie Michael Jackson był gotowy rozstać się z Sandym Gallinem. W artykule "Vanity Fair" wspomniano o plotkach na temat ich rozstania, ale Gallin im zaprzeczył. I formalnie, mógł mieć rację - artykuł datowany jest na kwiecień 1996 r., a media donoszą, iż Michael zmienił administrację dopiero w lutym 1997 r., kiedy to "L.A. Daily Variety" zaanonsuje, że "Sandy Gallin-Jim Morey Associates ma być zastąpiona przez saudyjskiego księcia, Alwaleeda Bin Talala, który poznał Jacksona w 1994 r. w Euro Disneylandzie".

Ostatnio donoszono, iż Gallin i Jackson byli gotowi rozstać się. Gallin zaprzecza i mówi, że to relacja "status quo". Twierdzi, "Czytałem w prasie, że on mnie zwalnia, i że ja rezygnuję, ale nic z tych rzeczy nie miało miejsca".

Pomimo, iż Gallin Morey Associates jest ogromnie dochodowa, cieszy się dobrą reputacją i ma porządną listę stałych klientów [] osoby wtajemniczone zaczęły mówić o niej jako o "cmentarzysku słoni". Pewien były pracownik oskarża Gallina: "On chce wszystkich ludzi, kiedy są sławni. Można by się kłócić z tym poglądem, biorąc pod uwagę, że zajął się on Michaelem Jacksonem pod koniec jego kariery, a nie na początku, i było to złe posunięcie".

Gallin i jego agencja niewątpliwe osiągnęli ogromne dochody podczas ich współpracy z Michaelem Jacksonem (dzięki któremu Gallin zarabia rocznie 7-cyfrową kwotę) i Parton (a nawet z Neilem Diamondem, który pozostaje, dzięki zagranicznym występom, pośród największych arenowych atrakcji świata). Ale możecie powiedzieć, że być może, Gallin nie jest aż tak adaptacyjny jak jego przyjaciel David Geffen w pozostawaniu w czołówce za sprawą nowych młodych artystów. Jest bardziej staroświecki w kwestii swojej roli i swojego gustu.

Długi proces Gallina stanowił kultywację dużych zagrywek i dużego ego.

"Częścią sukcesu Sandy'ego w jego relacjach z klientami", dodaje była pracownica, "jest to, że on nigdy nie mówi im 'nie'". Jeśli Roseanne mówi, "Chcę wyprodukować linię ubrań", on odpowiada, "Zrobione". I uważam, że to dobrze, dopóki nie pozwalasz swoim klientom na robienie czegoś, co mogłoby im zaszkodzić".
    
Filmowe i telewizyjne przygody Gallina z Parton są kolejnym źródłem zainteresowania wśród branżowych wartości, a niektórzy są zdania, iż przez 10 lat działalności w biznesie, Sandollar wykazał się słabymi wynikami w takich przypadkach jak np. "Shining Through and Buffy the Vampire Slayer". I przyznaje, że "Sandollar Productions jeszcze nie znajduje się w swoim szczytowym momencie".

Jeśli rozumiem te wszystkie eufemizmy właściwie, to Sandy Gallin miał wątpliwą karierę w Hollywood. Przez 10 lat siedzenia w filmach i telewizji, wyprodukował klika filmów, jakie nie odniosły sukcesu, a to oznacza, iż całe to szeptanie do ucha Michaela o wielkiej karierze czekającej na niego w Hollywood, w zamian za to, że go zatrudni, była zwykłą bujdą.

Widocznie główny zamysł tej menadżerskiej pracy polegał na pożywieniu się sukcesem Michaela i zamienieniu go w źródło olbrzymiego dochodu. I dla Gallina miało to trwać wiecznie, a jego rolą było ograniczenie się do mówienia "tak" i "ciągłego uszczęśliwiania klienta" (co jest standardową praktyką w Hollywood).

Reszta artykułu "Vanity Fair" powtarza wersję "Spy", jedynie z większą manierą.

Ma miejsce także inne cwaniactwo. Gallin, bystry przedstawiciel biura, nie zawsze był znany z sympatii do swoich podwładnych. Znany jest z tego, że ma robiony manicure podczas konferencji oraz z innych ekscentryczności. W CAA, zdaniem osoby wtajemniczonej, Gallin pewnego razu miał założone "duże, zakręcone" kolczyki na spotkaniu, w którym uczestniczyli Michael Ovitz i Jack Rapke. []

Próbuję prześlizgnąć się z jednym znaczącym pytaniem: "Czy miałeś lifting twarzy?"

Gallin po raz pierwszy traci swój urok.

"Nie! Żadnego liftingu twarzy! Jeśli", przyznaje, "Jeśli miałbym gwarancję, że wyglądałbym dobrze, zdecydowanie zrobiłbym sobie lifting twarzy. Ale nie chciałbym wyglądać jakby moje uszy dotykały się z tyłu mojej głowy! Jedynym powodem, dla którego nie zrobiłbym sobie liftingu twarzy, jest to, iż widziałem zbyt wiele osób z mizernymi rezultatami".

Kiedy opowiada na temat jego tak naprawdę ukończonego kosmetycznego odnowienia, jest po prostu szczery. "Pewnie dużo tego było, ale nie aż tak dużo jak myślą ludzie. Ale trzeba przyznać", mówi. "Miałem zrobiony nos w college'u, a oczy miałem robione dwa lata temu". W połowie lat 80-tych miał także zrobione "implanty policzków, bo uważał, że nie miał żadnego profilu".

Jak już jesteśmy przy tym temacie, dodaje, "Dzisiaj rano rozmyślałem, że muszę odwiedzić Arniego Kleina w celu przyjęcia zastrzyków kolagenowych. Chyba nie byłem już u niego jakieś sześć miesięcy."

Cóż za imponujący obraz! Jednakże, zobaczyliśmy jak fajny Sandy Gallin wyprowadził Michaela Jacksona z kryzysu, jak to było napisane w jego biografii.


PRZYJACIEL W POTRZEBIE?

"The Los Angeles Times" opublikował kolejną długą historię na temat Sandy'ego Gallina 16 stycznia 1994 r. - jedynie tydzień przed podpisaniem ugody MJa z Chandlerami. Jednakże, sprzecznie z naszymi oczekiwaniami, nie ma zbyt wiele o wyprowadzaniu Michaela z kryzysu, ale jest dużo wyjaśnień, dlaczego "ekshibicjonista" woli się zdystansować i dlaczego dopiero teraz wygłosi oświadczenie wspierające Jacksona.

Oświadczenie jest krótkie, ale nie jest złe, a reszta tej 6-stronicowej historii jest na temat Gallina i na temat tego, dlaczego powinien być lubiany, pomimo swojego temperamentu.

HISTORIA Z OKŁADKI: Menadżerowanie w czasie turbulencji: Jako osobisty menadżer jednych z największych nazwisk Hollywood, Sandy Gallin dorobił się reputacji ukrywania sekretów i unikania rozgłosu. Teraz, zadanie odbudowania wizerunku Michaela Jacksona, zmusiło go do konfrontacji.
16 stycznia 1994 r.|CLAUDIA ELLER 

Leżąc na podłodze swojego szykownego, świeżo przemodelowanego apartamentu na Piątej Alei, podziwiając Central Park, w trakcie masażu, mega-menadżer Hollywood, Sandy Gallin, mówi przez telefon reporterowi, że w końcu jest gotowy wyjść z cienia i porozmawiać o kryzysie dręczącym jego klienta, supergwiazdę, Michaela Jacksona.

"Pozwól, że coś ci przeczytam", mówi Gallin, lat 53, który reprezentuje też inne ikony popu jak np. Dolly Parton i Neila Diamonda. Czyta ciężkie emocjonalnie oświadczenie, jakie przygotował dla "The Timesa" w obronie Jacksona - który pięć miesięcy temu został oskarżony o molestowanie 13-letniego chłopca, a teraz mierzy się z procesem cywilnym mającym rozpocząć się 21 marca - Gallin w końcu wyłamuje się ze swojego ostrożnie wykalkulowanego stylu działania, twierdząc, "Nie mogę dłużej pozostawać milczącym świadkiem".

"Przez kilka tygodni obserwowałem w ciszy horror, jaki zafundowała prasa krzyżując i mordując postać Michaela bez żadnego solidnego dowodu i bez żadnej odpowiedzi z jego strony", czyta. "Bazując na mojej bardzo głębokiej i dużej wiedzy na temat działań Michaela" oraz na "wglądzie w jego charakter, jestem przekonany, iż Michael nie zrobił niczego nielegalnego ani niemoralnego.

"Niewinność Michaela, otwarte i dziecięce relacje z dziećmi mogą wydawać się dziwne dla dorosłych w naszym społeczeństwie, które nie potrafi zrozumieć żadnej relacji bez konotacji seksualnych... To nie jest refleksja nad charakterem Michaela; raczej jest to symptom fobii seksualnej naszej społeczności".

Gallin mówi, że jedynym powodem, dla którego teraz przemawia, jest chęć pomocy Jacksonowi, bez obawy o swój własny wizerunek. "Pozostaję w cieniu, a moje powiązania z Michaelem nie są aż tak upublicznione".

Co do tego, ma całkowitą rację. W przeciwieństwie do swoich dwóch przyjaciół, Barry'ego Dillera i Davida Geffena - gdzie to o żadnym z nich nie można powiedzieć, że są nieśmiali wobec prasy - Sandy Gallin zdecydował utrzymywać swoje osobiste i zawodowe życia z dala od mediów w trakcie swojej 30-letniej kariery, zwłaszcza, kiedy chodzi o skandal.

Diller broni wyboru przyjaciela za pomocą wątpliwej strategii: "Powodem, dla którego zdecydował się na to to utrzymanie swojej godności". Nawiązując do kryzysu Jacksona, Diller mówi: "W tej sytuacji, która stała się dużym medialnym cyrkiem, uważam, że poprzez swoją decyzję wyraził swoje zdanie, że jeden głos i tak niczego nie zmieni. Zdecydował, iż najlepszą metodą będzie unikanie rozmów o kliencie".[]

Bezpieczne jest stwierdzenie, że Gallin staje twarzą w twarz z najtrudniejszym zadaniem w swojej karierze: odbudowywaniu wizerunku największej na świecie, a teraz najbardziej obciążonej, gwiazdy popu.

Jeszcze niedawno Gallin błagał o pracę u Jacksona, przekonywał chorobliwie nieśmiałego Jacksona, aby spróbował zmienić swój unikalny wizerunek. Gallin aranżował występy gwiazdy w różnych telewizyjnych uroczystościach rozdania nagród na początku roku 1993, w tym te z NAACP Image Awards, American Music Awards, Grammy, zabukował mu galę inauguracyjną prezydenta Clintona, Super Bowl i w końcu intymny, telewizyjny wywiad z Oprah Winfrey, jego pierwszy wywiad od ponad dekady.

Gallin twierdzi, że rezultatem tych występów był album Jacksona "Dangerous", który wydano ponad 18 miesięcy temu, i który wskoczył z 143. miejsca list Billboardu na 9. miejsce oraz przebił globalną sprzedaż albumu "Bad". I oczywiście, była to droga w jedną stronę; źródło bliskie Gallinowi spekuluje, iż menadżer zarabia rocznie "siedmio-cyfrową kwotę" wyłącznie na samym Jacksonie.

Podczas kiedy on może prywatnie uważać inaczej, Gallin niezachwianie twierdzi, że wizerunek Jacksona sam się z powrotem odbuduje: "Kiedy wszystkie fakty wyjdą na jaw i ludzie dowiedzą się jak wykorzystywano Michaela, wierzę, iż zostanie on zalany sympatią ze strony społeczeństwa".

Kiedy oskarżenia o wykorzystywanie seksualne pojawiły się po raz pierwszy, w połowie sierpnia, Gallin nie wziął ich sobie do serca, bo potraktował je jak kolejną próbę wymuszenia, jakich Jackson, mówi, jest celem "wielokrotnie" w ciągu roku, z powodu swojego bogactwa. Ale sprawa się rozrosła, a Jackson przeszedł przez śledztwo policji z Los Angeles i Santa Barbara, i nie postawiono żadnych kryminalnych zarzutów.[]

W ciągu ostatnich pięciu miesięcy, Gallin pozwolił potężnym prawnikom Jacksona oraz innym specjalistom, pracować na froncie, podczas gdy on po cichu pracował za kulisami. Prawnik Jacksona od sporów sądowych, Howard L. Weitzman, mówi, że Gallin brał udział w "każdej ważnej decyzji", jaką podjął Jackson, włącznie z przekazem telewizyjnym na żywo w grudniu z jego rancza Neverland w Santa Barbara, w którym po raz pierwszy publicznie zapewnił o swojej niewinności. Weitzman mówi, iż wierzy w ten apel, który był głównie pomysłem Gallina, "świetnie wzmocniony wizerunek Jacksona".

Elizabeth Taylor, dobra przyjaciółka Gallina, i najbliższa powierniczka Jacksona, twierdzi, że wsparcie Gallina dla Jacksona było nieocenione. "Jest najlepszym przyjacielem jakiego może mieć Michael. Odznaczał się dużym opanowaniem i troską o Michaela już od samego początku".

Taylor mówi, iż kiedy Jackson uzależnił się od leków przeciwbólowych zeszłej jesieni, po części z powodu stresu wywołanego oskarżeniami o wykorzystywanie dziecka, Gallin nalegał na odwołanie światowej trasy "Dangerous".

"Stwierdził, 'To będzie kosztowało dużo pieniędzy - do diabła z tym, jego zdrowie jest ważniejsze'". Gallin, dodaje Taylor, "był jednym z nielicznych, których naprawdę obchodził stan Michaela. Sandy i ja byliśmy najbardziej dosadni i szczerzy oraz byliśmy przy nim."[]

Gallin zdecydował się na pozostanie w czołówce jego zespołu, przynajmniej w sposób dyskretny i lojalny.[] Ta taktyka jest w sposób oczywisty doceniana przez bardzo skrytego Jacksona, który podczas krótkiej rozmowy telefonicznej z "The Times" z Meksyku, zanim odwołano jego trasę, powiedział, że największymi atrybutami Gallina jako menadżera są "jego kompetencja, lojalność i szczerość. Tych trzech rzeczy nie można kupić - one są dla mnie ważne. To bardzo ważne być razem nie tylko zawodowo, ale i towarzysko." 

Prowadzenie Jacksona jako klienta było oczywiście największym przewrotem w karierze Gallina oraz miłym prezentem ze strony jego kumpla, Geffena, który zapoznał ze sobą tę dwójkę. Była to umowa, jakiej Gallin bez wątpienia spodziewał się, że nadejdzie pewnego dnia. Od dzieciństwa, mówi Gallin, "zawsze wiedziałem, że odniosę sukces".

Synowie Żydów klasy średniej, młody Albert Samuel Gallin i jego starszy brat, Henry, przeprowadzili się z Brooklynu do Lawrence na Long Island, wówczas najbogatszej społeczności Nowego Jorku.

[historia rodziny Gallina]

Po ukończeniu college'u Gallin podjął się pracy za 50 $ tygodniowo wraz z Jimem Moreyem. 

[historia dawnych i przyszłych projektów Gallina]

Pomimo ambitnych planów - i nadziei Gallina na "podniesienie jakości filmów" - przyznaje, iż menadżerowanie pozostaje jego priorytetem. Parton mówi, "Sandy jest najlepszym menadżerem jakiego można mieć". Ich bliska przyjaźń, jednakże, nie odpowiada niektórym z pozostałych klientów Gallina, włącznie z Rivers i Cher. ... byli zazdrośni, bo dzieliliśmy jakże wielką i rzadko występującą przyjaźń".

[historia innych klientów Gallina]

Gallin ma swoje dystraktory, które szybko mogą pokazać, iż jest on temperamentny, kontrolujący i lekceważący wobec ludzi, którzy się dla niego nie liczą. Jest także bardzo trudny dla ludzi pracujących dla niego i z nim, co nawet on przyznaje.

"Szanuje osoby, które lubi, których potrzebuje i które postrzega jako posiadające władzę, natomiast jest opryskliwy i lekceważący w stosunku do ludzi, na jakich praktycznie mu nie zależy", powiedział hollowoodzki producent, który przez lata prowadził biznes z Gallinem. Gallin sugeruje, że to co może zostać uznane za protekcjonalne to tak naprawdę nieśmiałość.[] Przyznaje, iż posiada gorący temperament (twierdzi, że już bardziej to kontroluje po czterech latach brania Prozacu) i może być niecierpliwy. Przyznaje, że zdarzyło mu się raz wywrócić stół w sekretariacie. Przypomina również: "Jestem perfekcjonistą i oczekuje tego samego od innych - biedni ludzie wokół mnie".

Krytycy Gallina twierdzą, iż stracił on wielu więcej klientów wysokiego szczebla w porównaniu do tego ilu ich ostatnio zyskał, i że nie powodzi mu się już tak dobrze jak kiedyś. Pewno wysoko postawione źródło z przemysłu nagraniowego mówi: "Wielu pracowników i artystów się od niego odwróciło. Dlaczego? - zawsze delegował inne osoby do wykonywania jego obowiązków. Spójrz na to w ten sposób: On nie jest tym, którego wywołujemy kiedy poszukujemy aktywnego menadżera".

"On lubi rywalizację i jest zaabsorbowany sobą, lecz on tak naprawdę desperacko pragnie być lubiany", mówi ktoś kto dobrze go zna. Gallin, w rzeczy samej, otwarcie przyznaje się do tego zaabsorbowania samym sobą. Jego widoczna operacja plastyczna i trzykrotny manicure w ciągu tygodnia w biurze są legendarne. Jego inne słabości? "Kolagen, tak często jak potrzeba, i masaże trzy do czterech razy w tygodniu".

Jego poranny rytuał zawiera jogę, medytację i trening z osobistym trenerem. I bezsprzecznie jest hipochondrykiem, i odznacza się nieustępliwym strachem zarażenia się AIDS, pomimo tego, że jego testy cały czas pokazują wynik negatywny.[] Dziesięć lat temu Gallin miał inny powód do zamartwiania się. Po znalezieniu guzka pod pachą dowiedział się, iż ma raka. Rozpoczął wykorzystywanie techniki medytacji i wizualizacji.

[historia o uduchowieniu Gallina]

Narastało zawierzenie, iż jedynie duchowość może pomóc mu przejść przez ten kryzys. Diller twierdzi, że Gallin "nie narzeka" na emocjonalną wagę tej ciężkiej próby, przez którą przechodzi Jackson, ale zaznacza, iż "fakt, że ten kryzys trwa już tak długo, może być dla człowieka udręką. Może posiadać ogromną siłę i rezerwę, ale to nie może być dla niego łatwe".


Doszłam do dwóch krótkich konkluzji po przeczytaniu tej długiej historii: 1) Talent Gallina jako menadżera jest wielce wyolbrzymiony i 2) to co miało być częścią wsparcia dla Jacksona, okazało się być sześcio-stronicowym wsparciem dla Sandy'ego Gallina, na którego barkach spoczął emocjonalny ciężar problemów Jacksona.

Dzień 15 czerwca 1995 r. przysporzył Gallinowi kolejnej emocjonalnej próby - słowa "They Don't Care About Us" z albumu "HIStory" wyciekły za sprawą artykułu "NY Timesa", który spowodował olbrzymie publiczne larum.

Bernard Weinraub, dziennikarz, który przyniósł tę wiadomość, nazwał długo oczekiwany album "HIStory", który jeszcze nie ujrzał światła dziennego, "bezczeszczącym, mrocznym, złym i przepełnionym wściekłością". Dodał także, że zawiera on "piosenkę, której słowa mogą zostać zinterpretowane jako ostra krytyka wobec Żydów".

W nowych słowach piosenki, Jackson zaciera pewne fragmenty

Bernard Weinraub, 15 czerwca 1995 r.

Jeden z najbardziej wyczekiwanych i ostro promowanych albumów roku, "HIStory: Past, Present and Future, Book I" Michaela Jacksona zawiera piosenkę, której słowa mogą zostać zinterpretowane jako ostra krytyka wobec Żydów.

Pomimo tego, iż Pan Jackson przez ostatnią dekadę budował reputację artysty, którego muzyka konsekwentnie skupia się na dzieciństwie, fantazji, miłości i braterstwie, to jego nowy podwójny album, który ma zostać wydany przez Sony w czwartek, jest bezczeszczący, mroczny, zły i przepełniony wściekłością.

Dlatego, iż większość słów piosenek z albumu było trzymane w ukryciu, niektóre z nich pojawią się tutaj, żeby uświadomiono sobie ich zawartość, poza singlem "Scream", jaki został już wydany wraz z klipem muzycznym. Jednakże w piosence "They Don't Care About Us" Pan Jackson śpiewa "Nazywajcie mnie Żydem, pozywajcie mnie/ Kopcie mnie, wyzywajcie mnie, nazywajcie mnie ni to czarnym, ni to białym".

Kopia albumu została uzyskana kilka tygodni temu przez Jona Parelesa, wysoko postawionego krytyka muzyki pop z "The New York Timesa".

W odpowiedzi na pytanie reportera na temat słów piosenki "They Don't Care About Us", Pan Jackson wydał po południu w "The New York Times" oświadczenie. Jest w nim napisane:

"Pogląd, że słowa piosenki mogłyby zostać uznane za niewłaściwe jest dla mnie ekstremalnie krzywdzący oraz zwodniczy. Ta piosenka tak naprawdę opowiada o bólu uprzedzenia i nienawiści oraz stanowi sposób na zwrócenie uwagi na socjalne i polityczne problemy. Jestem głosem oskarżanych i atakowanych. Jestem głosem wszystkich. Jestem skinheadem, jestem Żydem, jestem czarnym człowiekiem, jestem białym człowiekiem. To nie ja byłem tym, który atakuje. To opowieść o niesprawiedliwości wobec młodych ludzi oraz o tym jak system może ich fałszywie oskarżyć. Jestem zły i oburzony, że mogło to zostać tak bardzo niezrozumiane".

Pojawiając się dziś wieczorem w programie ABC News "Prime Time Live" Pan Jackson zaprzeczył temu jakoby "They Don't Care About Us" miałaby być antysemicka. "To nie jest antysemickie, ponieważ ja nie jestem rasistą", powiedział przeprowadzającej wywiad Diane Sawyer. "Nie mógłbym być rasistą. Kocham wszystkie rasy".

Dodał: "Moi współpracownicy i prawnicy są Żydami. Trzej moi najbliżsi przyjaciele są Żydami - David Geffen, Jeffrey Katzenberg i Steven Spielberg". Pan Geffen, Pan Katzenberg i Pan Spielberg są partnerami w studiu Dreamworks.

Nikt jeszcze nie słyszał piosenki, ale Jackson już spotkał się z falą oburzenia.

Następnego dnia, po publikacji Weinrauba, Army Archerd, publicysta "Daily Variety", kilkakrotnie zaatakował MJa i wezwał go do usunięcia piosenki, posługując się kilkoma nieadekwatnymi argumentami wspierającymi jego zdanie:


Słowa piosenki Jacksona wywołują falę krytyki

Army Archerd

16 czerwca 1995 r.

DZIEŃ DOBRY: "Niektórzy z moich przyjaciół są Żydami". Ale ten już nie Michaelu Jacksonie. Twoje przeprosiny za frazę "nazywajcie mnie Żydem" i słowo "Kike" (tłum.: obraźliwe słowo określające Żyda) w słowach twojej piosenki "They Don't Care About Us" po prostu nie są wystarczające. Zabij tę piosenkę. Twoi młodzi fani, którzy nigdy nie słyszeli tych antysemickich słów - jakie, miejmy nadzieję, zostały wykorzenione z amerykańskiej debaty publicznej - będą ich teraz używali (i to na całym świecie) codziennie w swoich konwersacjach, śpiewając twoją piosenkę z nowego albumu "HIStory"... Menadżer Jacksona, Sandy Gallin, i jego prawnik, Howard Weitzman, w pierwszej kolejności kłócili się ze mną, że słowa te zostały wyciągnięte z kontekstu przeze mnie i przez pozostałych, którzy je skrytykowali, i że piosenka ta jest usilnym wołaniem Jacksona o tolerancję. Zaznaczyłem kiedy Jackson używa tych słów, a oni zaczęli akceptować te argumenty. Sami Gallin i Weitzman mogliby równie dobrze zostać określeni tymi wyzwiskami. Zgodzili się, iż doradziliby Michaelowi, że coś powinno zostać powiedziane/zrobione...

Gallin i Geffen wsparli Michaela w prasie, lecz czego nie mówi się publicznie to to, iż Gallin słyszał to nagranie wielokrotnie przed wydaniem i nigdy nie miał żadnych zastrzeżeń wobec niego.

Tak naprawdę, Gallin stwierdził, że kiedy usłyszał tę piosenkę, pomyślał, iż jej słowa były wspaniałe.

Zapytany wczoraj o słowa piosenki "They Don't Care About Us", Sandy Gallin, menadżer Pana Jacksona, stwierdził w wywiadzie, że zostały one wyrwane z kontekstu. "Kiedy usłyszałem słowa piosenki, pomyślałem, iż były one wspaniałe", powiedział. "On mówi, przestańcie przypinać ludziom etykietki, przestańcie degradować ludzi, przestańcie ich wyzywać. Piosenka mówi, żeby nie być uprzedzonym. Wyjmowanie dwóch linijek z kontekstu jest nie fair".

A Geffen wyjaśnił im, iż Michael jest naiwny.

Żydowscy liderzy potępili w czwartek wykorzystane przez Michaela Jacksona antysemickie określenia w nowej piosence, jednakże wieloletni przyjaciel piosenkarza, rozrywkowy potentat, David Geffen, bronił "naiwnego" muzyka. "W Michaelu nie ma nawet jednej antysemickiej joty", stwierdził Geffen, który jest Żydem. "Nie jest żadnym hejterem. W najgorszym przypadku, jest naiwny, i uważam, że w takim przypadku nikt nie czuje się obrażony ani zaatakowany, a jemu jest bardzo przykro". 

W odpowiedzi na głosy potępienia Michael zadeklarował, że jego intencje nie zostały zrozumiane, i że był to po prostu niefortunny dobór słów, podkreślając, iż wielu jego żydowskich przyjaciół słyszało piosenkę "wielokrotnie" (i żaden z nich nie zgłaszał sprzeciwu).

Ten szczegół może wydawać się nieważny, lecz w rzeczywistości chodzi właśnie o niego - to oznacza, że nie tylko Gallin, ale możliwe, iż także Geffen i niektórzy z innych żydowskich znajomych Michaela, słyszeli wcześniej nagranie, jednakże żaden z nich nie ostrzegł go przed możliwymi konsekwencjami.

Wyobraźcie sobie, że macie, powiedzmy, muzułmańskiego osobistego menadżera odpowiedzialnego za wasz publiczny wizerunek i jesteście na tyle beztroscy, że używacie w swojej piosence słowa, które brzmi ekstremalnie uwłaczająco wobec innych Muzułmanów. On (jak również jego przyjaciele) w kółko słucha waszej piosenki, ale nie wspomina nawet słowem o jakimś sprzeciwie a nawet nazywa ją "wspaniałą". Czy pomyślicie o nim jako o przynajmniej częściowo odpowiedzialnym za skandal jaki z tego wyniknie?

LA Times, 23 czerwca 1995 r.

Jackson ogłosił swoją decyzję o ponownym nagraniu "They Don't Care About Us", kontrowersyjnej piosenki z jego nowego albumu "HIStory", podczas rozmowy telefonicznej z publicystą Armym Archerdem z "Daily Variety".

"Czy nie zrobiłeś kiedyś czegoś, czego później żałowałeś? Ja tak. Tak więc, teraz to zmienię", powiedział Jackson Archerdowi.

Gallin był jedną z osób, które słyszały nagranie i jako menadżer Jacksona stwierdził, że nawet pomimo tego, iż jest Żydem, nie miał pojęcia o konsekwencjach użycia tego sformułowania. "Osobiście, nie miałem pojęcia. Tego już się nie używało od wielu, wielu lat i nie było to coś co dzieciaki rozpoznałyby jako rasizm. Stosowanie tego słowa, przywracanie go do życia, jest esencją wystąpienia tego błędu", mówi Gallin.

W swoich komentarzach na łamach "Daily Variety" Jackson powiedział Archerdowi, iż wielu z jego żydowskich przyjaciół "w kółko" słuchało piosenki.

Do czasu aż nowa wersja "They Don't Care About Us" nie zostanie dodana do "HIStory", na albumie umieszczone będą naklejki z napisem: "Pojawiło się wiele kontrowersji na temat mojej piosenki 'They Don't Care About Us'. Moją intencją było, ażeby poprzez tę piosenkę powiedzieć 'Nie' rasizmowi, antysemityzmowi i stereotypizacji. Niestety, mój dobór słów mógł nieintencjonalnie skrzywdzić wiele osób, z którymi chciałem pozostać solidarny. Pragnę jedynie abyście wszyscy wiedzieli jak usilnie stoję po stronie tolerancji, pokoju i miłości oraz przepraszam każdego, kto poczuł się skrzywdzony. Z poszanowaniem, Michael Jackson".

Jeśli przypomnimy sobie Franka Dileo, Johna Brancę czy Yetnikoffa w roli współpracowników Michaela, jestem bardziej niż pewna, iż oni ostrzegliby Michaela przed popełnieniem tego błędu. Jednakże Gallin, którego credo zawsze brzmiało "mówić 'tak'" swoim klientom, zachęcił Michaela do kontynuowania, a Geffen, który prawdopodobnie również słyszał ją wcześniej, wolał się dystansować i grać później naiwną kartą.

I jest jeszcze jedna strona tej dziwnej historii - ktoś musiał dokonać przecieku słów piosenki dla prasy, spodziewając się burzy ognia, jaka zniszczy nazwisko Michaela i zatopi nowy album. Fani MJa prawdopodobnie już z przyzwyczajenia spojrzą w kierunku Sony, ale trudno podejrzewać Sony, bo oni zainwestowali miliony w ten album i nie zarobili na skandalu.

Ale w takim razie kto?

I to jest moment, w którym historia zaczyna się komplikować.

(ciąg dalszy nastąpi)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...