sobota, 30 czerwca 2018

Odejście Josepha Jacksona

Prince Jackson:

Człowiek ten zawsze będzie przykładem prostej siły woli i oddania. Nie wybrał najłatwiejszej ścieżki, ale wybrał taką która była najlepsza dla jego rodziny. Nauczyłeś mnie jak dumnie nosić nazwisko Jackson i co to tak naprawdę oznacza, nauczyłeś mnie oddania w stawianiu czoła przeciwnościom losu i co najważniejsze, pokazałeś mi siłę i nieustraszoność. Nie ma i nigdy nie będzie kogoś takiego jak ty. Fruwaj na wolności dopóki nie spotkamy się ponownie.




Paris Jackson:

Spędzenie z tobą tych kilku ostatnich chwil było wszystkim. Mieć możliwość powiedzenia ci tego wszystkiego co potrzebowałam ci powiedzieć było ogromnym błogosławieństwem. Wszyscy, którzy przychodzili cię odwiedzić, przybywali z miłością, poszanowaniem i ogromną dumą w swoich sercach, dumni z bycia twoimi dziećmi, wnukami, prawnukami, dumni z posiadania twojej siły i bycia częścią dynastii, na stworzenie której poświęciłeś swoje życie, i dumni z bycia Jacksonami. Jesteś pierwszym prawdziwym Jacksonem. Legendą, która to wszystko zapoczątkowała. Żadne z nas nie znajdowałoby się w takim miejscu jak teraz gdyby nie ty. Jesteś najsilniejszym człowiekiem jakiego znam. Dzieło twojego życia zapisze się na kartach historii, podobnie jak ty, będziesz znany jako jeden z największych patriarchów w dziejach. Mieć możliwość trzymania twojej dłoni, leżenia obok i przytulania się do ciebie, całowania w policzki i czoło, znaczyło dla mnie więcej niż kiedykolwiek mógłbyś pomyśleć. Porady jakich udzieliłeś mi kiedy byłam małym dzieckiem, obraz twoich rozświetlonych oczu, dzielenie się historiami jakie mój tata opowiadał mi o tobie, opowiadanie kawałów i słuchanie twojego śmiechu po raz ostatni... Moje serce jest szczęśliwe wiedząc, że rozstaliśmy się w taki sposób. Obiecałeś mi, że mnie odwiedzisz. Zgodziłeś się i zamierzam trzymać cię za słowo. Ja obiecałam ci, że nadal będziemy przekazywać historię o tobie, cały czas. Żebyś nigdy nie został zapomniany. Moje prawnuki będą wiedziały kim jest Joseph Jackson. Kocham cię dziadku. Tak bardzo, że słowa nie mogą tego wyrazić. Jestem ci ogromnie wdzięczna i zawsze będę. Wszyscy czujemy się w ten sposób. Dziękuję ci za wszystko. Prawdziwie. Spoczywaj w pokoju i przemianie. Do zobaczenia wkrótce w moich snach.





TJ Jackson:

Dokonałeś niewiarygodnego. Poświęciłeś wszystko (również szczytowe lata swojego życia), aby mieć pewność, iż twoje dzieci i rodzina odniosła sukces. Niektórzy ludzie nigdy nie zrozumieją zaangażowania i miłości jakich to wymagało. Moje życie mogłoby być tak bardzo inne gdyby ciebie nie było. Mógłbym być członkiem gangu. Mógłbym mieć ojca, który wychodziłby i wracał z powrotem do więzienia. Ale tak nie jest. Dlaczego? Ponieważ byłeś częścią życia swoich dzieci i dostrzegałeś to marzenie o jakim one (a nawet świat) nawet nie pomyślałyby, że może się spełnić. Potrzeba było całej twojej siły, aby utrzymać całą twoją rodzinę w bezpieczeństwie i uchronić ją przed realnymi życiowymi niebezpieczeństwami. Jesteś niewłaściwie osądzany, ale ja wiem jaki jesteś naprawdę. Jako twój wnuk jestem na zawsze wdzięczny za siłę jaką od ciebie otrzymałem. Zawsze będę pamiętał czego się od ciebie nauczyłem. Zawsze będę cię miłował. Zawsze. Kocham cię dziadku <3




Taj Jackson:

Dziękuję ci dziadku za niesamowitą siłę, determinację i dumę jaką pokazałeś rodzinie. Dziedzictwo Jacksonów nie istniałoby bez ciebie. Straciłem dziadka, ale Niebo zyskało Sokoła.




Taryll Jackson:

Kilka tygodni temu, w Dzień Ojca, zamieściłem zdjęcie mojego pradziadka, mojego dziadka, mojego ojca i moje z dzieciństwa. "Miłość nie ma kresu". Wtedy nie wiedziałem nic na temat stanu zdrowia mojego dziadka Joe, dowiedziałem się kilka dni później. Powiedziano mi, że nie zostało dużo czasu. Szczerze, źle znoszę pogrzeby, choroby i śmierć. Jestem bardzo wrażliwy i mam skłonność do unikania takich sytuacji. To coś nad czym pracuję. Chciałem być przy dziadku, by mu podziękować  i spędzić z nim kilka ostatnich chwil, ale jednocześnie nie chciałem widzieć go słabego i nie chciałem żeby takie było moje ostatnie wspomnienie o nim. I wtedy pomyślałem o czasie kiedy byłem bardzo małym chłopcem i widziałem mojego pradziadka Samuela przed jego odejściem. Zachowałem to wspomnienie o nim, jak przez mgłę. Tak więc zdecydowałem, iż dam moim dzieciom tę samą możliwość w przypadku ich pradziadka. Patrząc na to po fakcie, jestem tak bardzo szczęśliwy, że to zrobiłem.
Mój ojciec, który podziela te same problemy ze stratą co ja, również odnalazł siłę i odwagę ażeby odbyć tę podróż. Z tego też względu byłem w stanie dzielić ten moment z moim ojcem, moim dziadkiem i z moimi dwoma synami. Dla mnie, jako człowieka i ojca, było to bardzo silne, poruszające i wzruszające. Mogłem dostrzec zarówno siłę jak i smutek w oczach mojego ojca. Mój ojciec powiedział moim synom, że kiedy dorosną, mają opowiedzieć swoim dzieciom o jego ojcu. A ja wyjaśniłem, że w żyłach nas wszystkich płynęła ta sama krew. W dziadku Joe, w moim ojcu, we mnie, w moich dwóch chłopcach.
To zdjęcie zostało zrobione dzień przed przyjazdem mojego ojca. Spędziłem trochę czasu wyłącznie z moim dziadkiem i moimi chłopcami. Podziękowałem mu za jego siłę i wizję, i za podarowanie mojem ojcu lepszego życia... a przez to podarowanie lepszego życia i możliwości mnie i moim dzieciom. Powiedziałem mu, iż to czego dokonał wraz ze swoją rodziną jest niesamowite. Powiedziałem mu, że jestem z niego dumny i że go kocham.
Mój dziadek odszedł dzisiaj, wczesnym porankiem... ale my będziemy nosić go w naszych sercach, krew nadal będzie płynąć w naszych żyłach a miłość nigdy nie ustanie.




Yashi Brown:

Pomijając fakt, że nie byłoby mnie tutaj gdyby nie ty... osiągnąłeś wszystko co chciałeś osiągnąć i przekroczyłeś najśmielsze oczekiwania. Kiedy tylko myślę o czymś niemożliwym, myślę o tobie.
Moje ostatnie zdjęcie z dziadkiem Joe, 11 lutego 2018r.




Jackie Jackson:

Dziękuję ci za wszystko co dla nas zrobiłeś, za wszystkie te wyrzeczenia jakich dokonałeś, abyśmy mogli być najlepsi. Kocham cię, Jackie.




Brandi Jackson:

To błogosławieństwo nazywać cię moim dziadkiem, to błogosławieństwo być twoją wnuczką. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach a ja zawsze będę wspominać nasze rozmowy, wszystko czego mnie nauczyłeś i miłość jaką mi podarowałeś. Nasz Sokół szybuje teraz wysoko ponad nami, opiekuje się, do czasu naszego ponownego spotkania. Zawsze będę cię kochać dziadku <3




La Toya Jackson:

Zawsze będę cię kochała! Dałeś nam siłę, sprawiłeś, że jesteśmy jedną z najsłynniejszych rodzin na świecie. Jestem za to ogromnie wdzięczna, nigdy nie zapomnę naszych wspólnych chwil i tego że powiedziałeś mi jak bardzo ci zależało.




Randy Jackson Jr:

RIP dla króla, który sprawił, że wszystko jest możliwe!!! Kocham cię dziadku <3 <3

piątek, 29 czerwca 2018

"Let's Make HIStory" - cz. 5

Jasun Martz - keyboardzista


Nie było niespodzianką, iż piosenka Black Or White trafiła na album HIStory Begins, gdyż ten pierwszy wydany singiel z płyty Dangerous pozostaje jednym z najbardziej emblematycznych nagrań w dyskografii Michaela Jacksona. W trakcie tego wywiadu chciałem naświetlić proces produkcyjny Billa Bottrella, a Jasun Martz okazał się idealnym kandydatem do wykonania tego zadania. Nie tylko pracował dużo z Billem, lecz także zagrał na harmonijce w piosence Streetwalker podczas sesji nagraniowej do albumu Bad. Oba te utwory stanowią główne i logiczne punkty odniesienia w nawiązaniu do relacji z Królem Popu.


Po pierwsze, czy mógłbyś opowiedzieć nam w jaki sposób rozpoczęła się twoja muzyczna pasja i jak to się stało, że postanowiłeś z tego żyć?


Od kiedy byłem dzieckiem wiedziałem, że muzyka i sztuka to moja działka. Mogłem wykombinować jakikolwiek instrument i natychmiast nieźle na nim grać. Posiadałem w szczególności talent perkusyjny, także jako nastolatek zazwyczaj byłem perkusistą. Szczerze, gram dobrze na keyboardach, gitarach, dętych instrumentach drewnianych oraz na wielu innych instrumentach - nigdy nawet nie miałem żadnych lekcji muzyki. A sztuka również przyszła mi naturalnie. Przez długi czas cieszyłem się malowaniem, rysowaniem i rzeźbą. Nawiasem mówiąc, na moim dyplomie ukończenia szkoły widnieje informacja świadcząca o tym, iż zajmuję się sztuką piękną - z zawodu jestem rzeźbiarzem. Co zaskakujące, nigdy nie pobierałem lekcji muzyki na uniwersytecie. Przez większość życia zarabiałem na sztuce - muzyce i sztukach wizualnych.


Wiedza o tym, iż grałeś w Streetwalker i Black Or White pozwala mi na stworzenie pewnego połączenia pomiędzy Billem Bottrellem a tobą: czy możesz opowiedzieć nam w jakich okolicznościach się poznaliście?


Tak, Bill znakomicie wyprodukował obie te piosenki. Obaj wychowaliśmy się w La Crescenta w Kaliforni - na przedmieściach Los Angeles. Byliśmy sąsiadami i najlepszymi przyjaciółmi kiedy byliśmy małymi dziećmi, słuchaliśmy tej samej muzyki i wpływały na nas te same czynniki. W szkole średniej był w rockandrollowej kapeli, a kiedy odszedł perkusista, ja zająłem jego miejsce. Przez te wszystkie lata pozostaliśmy przyjaciółmi i pracowaliśmy razem nad wieloma projektami. Czasami on zatrudniał mnie, a czasami ja jego. Na przykład, przy mojej pierwszej symfonii o nazwie The Pillory, Bill był inżynierem, współproducentem, a nawet zagrał w orkiestrze na wiolonczeli. Kiedy, jako odnoszący ogromne sukcesy, ten sławny producent, produkował jakąś konkretną piosenkę, wzywał mnie do studia, żebym czegoś posłuchał, chciał zobaczyć czy udzielę mu jakichś sugestii. Z tego względu, iż byliśmy przyjaciółmi, wiedział, że wyrażę swoją szczerą opinię i szanował moją intuicję. To zawsze było ekscytujące słyszeć piosenkę wcześniej, zanim została wydana. Pomagałem przy kilku jego wielkich hitach od Michaela Jacksona, Sheryl Crow, a nawet przy We Built This City zespołu Starship. Uważam, że Bill Bottrell jest jednym a najbardziej kreatywnych i utalentowanych producentów muzyki na świecie. 


Jako członek nastoletniego zespołu w latach 60., co czułeś względem J5 w tamtym czasie? I co myślisz o późniejszym odejściu MJa w celu rozpoczęcia kariery solowej?


Ten nastoletni zespół od Billa Bottrella (We the People and American Zoo) to była kapela garażowa, na jaką wpływały psychodeliczne hipisowskie brzmienia, a później undergroundowe zespoły z Wielkiej Brytanii. To moja starsza siostra zapoznała mnie z Michaelem i The Jackson 5 oraz z muzyką soulową. Jako perkusista wariowałem w sekcji rytmicznej w J5. Nasza hipisowska muzyka nie brzmiała w ten sposób. W tamtym czasie MJ rozpoczął pracę na własną rękę, bardzo dobrze rozumiałem jego muzykę, więc byłem fanem. Nawet później, w latach 70., kiedy nie siedziałem w muzyce rockowej aż tak bardzo i preferowałem awangardę oraz ówczesną muzykę klasyczną, to nadal czerpałem radość z tego co robił MJ. Pamiętam jak w 1982r. siedziałem w klubie nocnym w Hollywood i zagrali Billie Jean po raz pierwszy. Wariowałem na parkiecie - a nie jest ze mnie wielki tancerz! 


Czy pamiętasz sposób, w jaki Bill Bottrell zaprezentował Ci piosenkę Streetwalker?


Jeśli dobrze sobie przypominam, Bill wezwał mnie do studia nagraniowego żebym nagrał solówkę keyboardu do Streetwalker. Pomyślałbyś, że pamiętałbym tę jakże ważną sesję nagraniową, ale nie pamiętam jej zbyt dokładnie. Bill kazał mi słuchać tej piosenki na okrągło, aż to poczuję. Przytaszczył różne keyboardy a ja grałem wszelkie brzmienia solo. Po jakichś dziesięciu podejściach nagrywania różnych solówek stwierdził, iż mają to czego potrzebowali. Domyślam się, że Michael i Bill później doszli do wniosku co się sprawdziło i zedytowali to wszystko razem.


Twoja harmonijkowa solówka w Streetwalker stanowi interesujący moment w dyskografii MJa, w której instrument ten nie jest często wykorzystywany: w jaki sposób powstał ten pomysł? Czy możesz opowiedzieć nam więcej nt. procesu dołączania tego w studiu nagraniowym?


Nie pamiętam kto to zasugerował. Ja też próbuję nagrywać harmonijkowe solówki. Zawsze noszę ze sobą harmonijkę, gdziekolwiek bym się nie udał, tak więc możliwe, iż przy dobrym szczęściu jedna z nich była w odpowiednim kluczu, ale to nie wydaje się być odpowiedzią. Bill wiedział, że gram na harmonijce i prawdopodobnie miał jakiś kreatywny pomysł na solówkę, i nakazał mi przynieść odpowiednią do piosenki. Powtarzam, ta piosenka była grana w kółko i wiele podejść zostało nagranych z wielu, wielu części solówki harmonijki. Pozwolono mi zagrać to w taki sposób w jaki czułem, że tak właśnie ma to wyglądać. W studiu naprawdę można było poczuć ten groove. Partia harmonijki jest tak niecodzienna, ale sprawdza się o wiele lepiej niż jakikolwiek keyboard. Sposobem w jaki piosenka się kończy, z Michaelem i wokalistami śpiewającymi do dźwięków harmonijki, to było siedzenie w kółku jak włóczęgi wokół ogniska, to było całkowicie improwizowane. Uwielbiam to jak w połowie mojej solówki MJ robi ten swój słynny okrzyk - myślę Wow, ta harmonijka totalnie pasuje!. Mam tę harmonijkę, której używałem na sesji do Streetwalker zamkniętą w ukryciu, z kontrolowanym klimatem, zabezpieczoną przed pożarem. Miałem oferty sprzedania jej do muzeum MJa w Japonii, ale nie ma mowy! Jest to historyczny artefakt rock and rolla, to harmonijka Hohner Pro Harp jaką mam w studiu wraz z płytą CD i krążkiem LP Bad Special Edition i Cry. To prawdopodobnie najbardziej wartościowa rzecz jaką odziedziczą moje dzieci! (śmiech)




Tak naprawdę po raz pierwszy spotkałem Michela przed sesją do Streetwalker. Bill odwoził coś z domu Michaela w Encino i tak się złożyło, że byłem razem z nim i również znalazłem się w tym domu. Bill przedstawił mnie Michaelowi i przeprowadziliśmy krótką rozmowę. Nie na temat muzyki... lecz taką grzecznościową pogawędkę. WOW. Właśnie poznałem Michaela Jacksona.


Ale nadal, nagranie nie trafiło na album Bad: czy nie było to w jakimś stopniu frustrujące, pracować z Michaelem Jacksonem i nie ujrzeć swojego dzieła pośród innych oficjalnych wydań? Czy może to nadal pozostaje takim wzbogacającym pozytywnym doświadczeniem?


Oh, to było bardzo, BARDZO rozczarowujące. To znaczy, nie tylko ja grałem ta tej piosence MJa, ale to była solówka harmonijki na jego piosence! To było WIELKIE. Każdy muzyk świata byłby z tego dumny, a teraz, jak nie trafiła na album, nikt nie dowiedziałby się, iż nagrywałem z MJem. To byłaby historia jaką opowiadałbym moim wnukom a one by się śmiały i mówiły: Stary dziadek Jasun znowu opowiada swoją zwariowaną historię o nagrywaniu z Michaelem Jacksonem. Słyszałem, że Michael KOCHAŁ tę piosenkę i chciał, żeby znalazła się na albumie, ale to Quincy był tym, który zadecydował i nie włączył jej do listy. Powiedzmy, że nie byłem zadowolony z decyzji Quincy'ego! (śmiech)


Jakie były Twoje odczucia kiedy Streetwalker wydano na edycji albumu Bad w 2001r.? Jakieś piętnaście lat później; czy to wydanie Cię poruszyło?


Cóż, wydaje mi się, że ta piosenka została po raz pierwszy wydana na stronie B singla Cry a następnie jako bonus do wydań Bad. Kiedy usłyszałem, iż w końcu zostanie wydana byłem bardzo, BARDZO szczęśliwy. Wiem, że w tym przypadku jestem stronniczy, ale dla mnie jest to jedna z najlepszych piosenek MJa. Bill Botrell wykonał fantastyczną robotę produkując ją. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tę piosenkę na Youtube byłem przeszczęśliwy, że ma ona sto tysięcy wyświetleń: Człowieku, to jest olbrzymia liczba ludzi słuchających dźwięków mojej harmonijki!


Wezwano Cię ponownie do wzięcia udziału w pracy przy albumie Dangerous: z Billem Botrellem jako jednym z głównych producentów, czy byłeś zadowolony przewidując, iż Twoje dzieła mogłyby zostać unieśmiertelnione na oficjalnym wydaniu czy była to po prostu kolejna studyjna sesja?


Dla muzyka możliwość grania z MJem jest życiową szansą. Przeczytałem na Wikipedii, że pięć z solowych albumów Michaela - Off The Wall, Thriller, Bad, Dangerous i HIStory znajduje się wśród najlepiej sprzedających się albumów wszechczasów a ja znajduję się na trzech z tych pięciu. Niesamowite. Miałem szczęście i możliwość pracować nad ponad 50 albumami, jednak to, że nagrywałem z Michaelem Jacksonem jest czymś co chciałbym mieć wypisane na nagrobku!


Czy możesz opowiedzieć nam o pracy w studiu nad piosenką Black Or White, od momentu kiedy została Ci ona zaprezentowana, aż do nagrywania końcowej wersji?


Michael i Bill nadal ją pisali w czasie kiedy wezwano mnie do studia w celu jej wysłuchania. Od początku ją pokochałem, gdyż nie brzmiało to tak jak cokolwiek innego co wcześniej słyszałem od MJa. To nadal były tylko próbne wokale Michaela - napisał refren, ale jeszcze nie wszystkie słowa piosenki. Pamiętam sugestię, że MJ powinien śpiewać refren Black Or White w kółko aż do końca trwania piosenki. Nie wykorzystali mojego pomysłu, lecz do dzisiaj uważam, iż byłoby to świetne outro.

Ponownie wezwano nie do studia w celu pracowania nad piosenką wiele miesięcy później - żeby dodać pewne partie keyboardu. Wtedy znałem tę piosenkę bardzo dobrze, ale nadal słuchałem jej w kółko... Bill miał nadzieję, iż moja gra doda tej piosence pazura, tak więc wcześniej nagrał jakieś bliżej nieokreślone akordy gitary i keyboardu. Nie czytam nut, także nie było tam żadnych muzycznych wykresów. Gram ze słuchu. Dzisiaj, kiedy słyszę Black Or White w radiu, uśmiecham się, ponieważ część tej niesamowitej grającej gitary to tak naprawdę ja uderzający w klawisze keyboardu. Botrell stwierdził, iż wprowadziłem bezpośredniość i rock&rollowy ogień do nagrań Michaela Jacksona. (Sound on Sound, sierpień 2004r.) i to czyni mnie BARDZO szczęśliwym mając świadomość, iż miałem jakiś wkład w karierę MJa.

W rzeczywistości znowu byłem w studio z powodu tej piosenki. Chodziło o teledysk Johna Landisa do Black Or White. Piosenka z teledysku różni się wykonaniem, zatem poproszono mnie o dogranie wszelkich partii perkusji i keyboardu. Nie pamiętam szczegółów, ale wydaje mi się, że skończyliśmy nagrywać w dniu premiery teledysku! Skończyliśmy nagrywanie, kurier chwycił taśmę, pognał do Landisa a on w gorączce dodawał to do tego mistrzowskiego filmu na wieczorną telewizyjną premierę dla milionów ludzi.


Nagranie to niesie bardzo mocne przesłanie łącząc muzykę rockową i rap w celu jego podkreślenia. Pomijając aspekty techniczne, czy brzmienie piosenki jakkolwiek skłania muzyka do wyrażania siebie poprzez muzykę?


Cóż, MJ wiedział czego chce korzystając z usług Billa Botrella w roli producenta piosenki. Bill był muzykiem rockowym a Michaela bardzo to interesowało. Głównym, chociaż subtelnym, instrumentem piosenki jest gitara akustyczna. Jest to BARDZO niecodzienne. Quincy nigdy by tego nie zrobił. Jednakże dla Billa miało to sens, ponieważ jak wspomniałem wcześniej, Bill był muzykiem rockowym - hipisem - a gitara akustyczna była integralna z tą scenerią oraz stanowiła główny instrument Billa. Ten czarno-biały hymn był szczególnie istotny w trakcie naszego nagrywania. Wszyscy wiedzieliśmy, iż zdecydowanie jest to utwór zarówno w sensie muzycznym, jak i historycznym. Jako biały muzyk dostrzegałem potęgę tego utworu. Kiedy otrzymałem pierwszy czek za Black Or White, nie zrealizowałem go. Tak bardzo byłem zaszczycony tym, że grałem z MJem w tej piosence, że oprawiłem ten czek w ramki.


W przeciwieństwie do Streetwalker, Black Or White trafiła na album i stała się jednym z największych hitów MJa, a zarówno singiel jak i teledysk zyskały ogromną aklamację: czy to przyczyniło się do tego, iż poczułeś się bardziej dopieszczony?


Tak jak powiedziałem, chcę aby na moim nagrobku zostało napisane: Tu spoczywa Jasun Martz - keyboardzista Michaela Jacksona. A jeśli zostanie jeszcze miejsce na kamieniu, mogą dodać który zagrał także zabójczą solówkę na harmonijce w "Streetwalker".


Album Dangerous często bywa mylnie posądzany o bycie krążkiem w stylistyce New Jack Swing wyprodukowanym przez Teddy'ego Riley'a: czy nie uważasz, iż wpływy rocka, za sprawą wkładu Billa Botrella, także powinny być podkreślane celem pochwały różnorodności muzycznej tego albumu?


Cóż, myślę, iż Bill Botrell nigdy nie otrzymuje wystarczająco dużo uznania. Wiem, że to moja osobista opinia (bazująca na moim muzycznym zapleczu i guście), lecz z mojej perspektywy produkcja Billa jest najbardziej kreatywnym dziełem jakie Michael kiedykolwiek stworzył.


Wszechstronność Billa Botrella, zarówno miksowanie jak i produkcja, ale także jego gra na instrumentach, również zasługuje na uznanie: nawiązując do Twojego doświadczenia z piosenką "Black Or White", czy możesz podzielić się swoją opinią na temat tego poglądu?


Bill jest zarówno wybitnym muzykiem jak i producentem. MJ wiedział o tym i dlatego właśnie dogadywali się we wspólnej pracy tak dobrze i razem stworzyli fantastyczną muzykę.


W książeczkach dołączonych do albumów Dangerous i HIStory jesteś wspomniany jako Jason (przez "o") Martz: czy był to błąd czy może Twój wybór?


Po narodzinach nadano mi imię Jason, ale w czasach hipisowskich zmieniłem je na Jasun. Ta niezgodność była literówką, z powodu której nie byłem zadowolony. Jednak obiecano mi, iż naprawią to w późniejszych wydaniach, więc ucieszyłem się, że to zrobią i będzie napisane Jasun Martz.


Jakie wspomnienia zachowałeś na temat Michaela Jacksona, na polu muzycznym, jak i personalnym?


Większość muzyki jaką komponuję i tworzę jest bardzo dysonansowa i awangardowa - docenia ją jedynie garstka ludzi. Ta muzyka stworzona przez MJa, dotykająca miliony ludzi, jest nadzwyczajna. Jak szczęśliwie się złożyło, że urodziłem się w czasach kiedy on tworzył swoją muzykę. Nie mówiąc już o tym, iż znalazłem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie, i byłem w stanie pracować z nim nad kilkoma albumami. Wow.  W rzeczy samej, wow.




Cofając się w czasie, wydanie singla Black Or White reprezentowało nową erę lat 90., bez Quincy'ego Jonesa u boku MJa. Zatem nie jest irracjonalnym to, iż wywiad odbija się echem związanym z piosenką Streetwalker, która była pierwszą oznaką narastającej emancypacji Króla Popu w stosunku do jego odnoszącego sukcesy producenta z lat 80. Dlatego właśnie chciałem, aby Jasun Martz dołączył do mojego projektu: człowiek ten odbywa podróż poprzez brodzenie w różnych kierunkach muzycznego i artystycznego świata jaki po raz kolejny ukazuje uniwersalność i bogactwo osobistego świata muzycznego Michaela Jacksona. 

sobota, 23 czerwca 2018

"Let's Make HIStory" - cz 4.

John Robinson - perkusista


Przez ponad 35 lat John Robinson był jednym z najsłynniejszych perkusistów występujących na sesjach studyjnych do albumów wielu artystów. Jego dyskografia zawiera produkcję dla Quincy'ego Jonesa, ale też jego późniejsze własne albumy lub czyjeś. Warto również wspomnieć o jego zespole Rufus oraz o albumie Masterjam wyprodukowanym przez Q w 1979r. W tym samym roku światło dzienne ujrzała kolaboracja innego Johna (znanego jako JR) i Q: Off The Wall Michaela Jacksona, na którym John Robinson wykorzystał perkusyjne pałeczki na prawie wszystkich piosenkach, tak jak uczynił to ponownie na albumie Bad w 1987r. Pomino tego pozostawił jeden z zespołów Quincy'ego na długo przed tym jak pracował nad piosenką Cry wydaną w 2001r. Jego znaczna rola w muzycznym świecie Króla Popu sprawiła, że muzyk ten został priorytetem mojej książki i w pełni doceniam konwersację z nim.



Możesz opowiedzieć nam jak rozpoczęła się twoja muzyczna pasja? Dlaczego zdecydowałeś się na grę na perkusji?


Miałem dwoje rodziców, którzy mieli na mnie ogromny wpływ: mój ojciec był lekarzem, ale grał na pianinie i skrzypcach oraz był aranżerem w lokalnym zespole; a matka była bardzo zaangażowana w grę na perkusji w dużym zespole jazzowym. Tak więc zacząłem grać na pianinie w wieku pięciu lat, słuchając równocześnie brzmienia wielkiego zespołu, a moja matka uczyła mnie o swingu i o wszystkich tych wielkich perkusistach z dawnych lat. Uwielbiała także tańczyć! Zatem oni tak jakby bombardowali mnie z dwóch stron. Rozpocząłem swoją drogę pianisty a następnie przełączyłem się na perkusję pomiędzy siódmym a ósmym rokiem życia, jednak myślę, że to perkusją mnie wybrała, bo ja tak naprawdę sam jej nie wybrałem!


W jaki sposób odkryłeś muzykę Michaela Jacksona i J5? Bez wiedzy o tym, że mógłbyś w przyszłości dla niego pracować, czy przewidziałeś potencjał Michaela Jacksona i to co on byłby w stanie dokonać kiedy dorośnie?


Tak jak większość Amerykanów zobaczyłem ich w programie Eda Sullivana i mogło to być nawet czarno-białe, bo nie znaliśmy kolorowej telewizji! Moją reakcją było; Wow!. Wśród tej piątki dzieciaków to on był wyjątkowy! W latach młodości byłem zainteresowany muzyką swing, Sinatrą, Sammym Davisem Jr, tak więc pomyślałem: Oh, ten gość robi rzeczy podobne do tego co robi Sammy Davis, lecz jest to styl pop, a nawet prawie funk!. Zatem było to bardzo oświecające słyszeć taki talent pochodzący z małego chłopca! Wiesz, kiedy przyglądasz się piosenkarzom-frontmanom posiadającym styl, to tak naprawdę nie zwracasz uwagi na tych gości znajdujących się za nimi. Jednakże oni grali na wszystkich tych nagraniach i pomyślałem, że jest to bardzo interesujące, nie pomyślałbym wtedy, iż kilka dekad później miałbym pracować z tym człowiekiem!


W jaki sposób zostałeś włączony do pracy nad albumem Off The Wall?


Grałem w zespole o nazwie Rufus & Chaka Khan, a zarządzał nami (Larry) Fitzgeralt i (Mark) Hartley - w tym samym budynku co Quincy Jones, więc była to jakby duża rodzina. Każdy znał każdego i wiedział co się dzieje, i poproszono mnie o zrobienie sesji poza Rufusem. I wiesz, czasami dla członków zespołów to niekomfortowe nagrywać dla innych ludzi, ponieważ nie stanowią oni ich właściwej sfery czy też części tego co robią, ale z drugiej strony lubię robić wiele różnych rzeczy na tyle na ile jest to możliwe: to dodaje życiu pikanterii! Tak więc wszystko doszło do skutku, gdyż wcześniej Quincy produkował nas wraz z Chaką Khan przy albumie Masterjam. Mogę się założyć, że nie odnosił on sukcesu w kwestii znalezienia perkusji dla Michaela. Zatem zszedłem na dół do studia o nazwie Allen Zentz, usiadłem na swoim miejscu i pierwszą piosenką jaką mi dali była Girlfriend Paula McCartneya: zająłem się tym co należało do mnie, zmiksowałem partie perkusyjne, wszystko było w porządku, wokale w kabinie nagrane, bang, zrobione! Oni wtedy: Chciałbyś zrobić kolejną?, odparłem: Tak!. Dali mi It's The Falling In Love Davida Fostera i Carole Bayer Sager, i to także załatwiłem. Zajęło to jakieś dwie godziny i widziałem jak rozmawiali, a Quincy powiedział: Co robisz w poniedziałek? Chciałbyś wrócić i nagrać resztę albumu?, na co ja: Taaaak!! (śmiech). Tak więc wiedziałem że zdecydowanie pomiędzy nami zaiskrzyło i tamten następny poniedziałek był dniem kiedy po raz pierwszy spotkałem Michaela: był w studiu z Nadem (Thomasem Bahlerem), najpierw spotkałem się z Gregiem Phillinganesem i zrobiliśmy Don't Stop 'Til You Get Enough. To była absolutna magia i mieliśmy świadomość tego, iż właśnie stworzyliśmy hit numer jeden!...


Czy w trakcie tych sesji mógłbyś przewidzieć jak daleko jego kariera zajdzie? Czy przeczuwałeś, że to nie będzie tylko następna studyjna sesja, ale że właśnie pisałeś ważny rozdział w historii muzyki?


Absolutnie! Przed tymże poniedziałkiem, na sesji czwartkowej, podczas robienia strony B (w tamtych czasach nie było singli), mogłem dostrzec, że rzeczy jakich dokonuję są super. Jednakże tamtego poniedziałku, kiedy przyszedłem, widziałem, że on zaraz eksploduje! To znaczy, musisz pamiętać, iż dopiero co przed tym wszystkim on śpiewał o szczurze, więc przed zrobieniem Don't Stop 'Til You Get Enough tak naprawdę nie wiedziałem co może wyjść z tych sesji...


Ostatecznie skończyłeś grając większość piosenek na albumie: czy możesz dać nam namiastkę tego w jaki sposób to się potoczyło?


Tak, zagrałem na dziewięciu z dziesięciu piosenek. Jedynym utworem, na którym nie grałem było She's Out Of My Life, oczywiście dlatego, iż nie było w nim sekcji perkusyjnej. Nie pamiętam dokładnie tego okresu czasu, w jakim rozpoczęliśmy pracę nad: Working Day And Night, Get On The Floor oraz Burn This Disco Out. Można było je zrobić w jakieś trzy dni, bo były w miarę proste. Off The Wall została nagrana całkowicie oddzielnie, jednego dnia.


Od pierwszych nut Rock With You jest generalnie rozpoznawalna z powodu doskonałego wstępu perkusji: czy była to całkowicie twoja inicjatywa czy też może otrzymałeś instrukcje jak osiągnąć taki cel?


Została napisana przez Roda Tempertona: posiadał on jakieś demo z jakiegoś dziwnego rodzaju rzeczą. Posłuchaliśmy tego a następnie próbowaliśmy zaimprowizować z jakąś sekcją rytmiczną dla tej piosenki razem z Davidem Hawkiem Wolinskim z zespołu Rufus grającym na keyboardzie, Bobbym Watsonem na basie oraz zmarłym już Davidem Williamsem na gitarze. Zrobiliśmy kilka podejść w Westlake B, jeśli się nie mylę, ale jeszcze nie było szału, nie było jeszcze czuć nadchodzącej magii. Nie wydaje mi się, żeby były tam wokale, tak więc to mógłby być problem... Zatem, zrobiliśmy sobie małą przerwę i wtedy przyszedł Quincy razem z Rodem. Ustał centralnie obok mnie i spojrzał na mnie, podczas gdy Rod palił swojego papierosa Malboro i wydmuchując dym prosto w moją twarz powiedział: JR, gdybyś miał zaproponować taką linię perkusyjną jaką cały świat kojarzyłby z tą właśnie piosenką, to jak ona by brzmiała?, pomyślałem: Cholera, poddajesz mnie ogromnej presji!, ale nic nie odpowiedziałem. Potem wrócili do sterowni, a ja powiedziałem do reszty ekipy: Ok, spróbujmy tego i nagrajmy to!. I wtedy właśnie zaproponowałem tę linię muzyczną!  Cóż, jako techniczny perkusista, nienawidziłem sześciu uderzeń składających się z potrójnych nut, ponieważ po prostu uważałem, że jest to głupie: kojarzyło mi się to z młodym perkusistą uczącym się uderzać w swoje bębenki! Ale pomyślałem: A właściwie, to dlaczego by z tym nie pokombinować?. Tak więc wykorzystałem synkopę z iście militarnym podejściem, poprzez sześciokrotne uderzenie w potrójne nuty. Zatem dokonałem tego czego, jak wspomniałem wcześniej, nigdy bym nie zrobił! (śmiech). I zadziałało!


Przy sesjach nagraniowych do Rock With You prawie wszyscy członkowie twojego zespołu Rufus znajdowali się tam, podobnie jak członkowie Toto przy Human Nature: czy mógłbyś powiedzieć nam jak do tego doszło?


Oczywiście Quincy był zdeterminowany, abym objął główne stanowisko w tym nagraniu i żebym był perkusistą całego projektu. Więc to co zrobił - i jest to wspaniałomyślne ze strony producenta - to obsadzenie reszty sekcji rytmicznej piosenki członkami zespołu razem ze mną. Jeśli spojrzysz na listę utworów to w przypadku Don't Stop 'Til You Get Enough byłby to Greg Phillinganes, w Rock With You byłby to Rufus, w Working Day And Night i Get On The Floor byliby to Louis Johnson i Greg Phillinganes, w Off The Wall miał to być Bobby Watson, ale nie mógł się tego podjąć, więc rola ta przypadła Louisowi Johnsonowi, a dla mnie została Girlfriend. I Can't Help It  przydzielono ponownie Louisowi i Gregowi Phillinganesowi, jeśli się nie mylę, przy It's The Falling In Love byłem tylko ja, a przy Burn This Disco Out był Louis. Quincy miał plan tego który basista i keyboardzista miał się przyłączać w trakcie trwania piosenki, a Rod Temperton chciał, by Hawk i Bobby grali na Rock With You, gdyż się wyróżniali: jest to inne niż reszta nagrań na płycie. Zatem uważam, że wszystko to jest zasługą geniuszu produkcyjnego przy obsadzaniu ludzi. Utwór ten posiada klimat zespołu: jeśli posłuchasz nagrań Rufusa, to zauważysz, iż jest to bardzo gładkie, funkowe i taneczne.


Na albumie Off The Wall, Rock With You jest zdecydowanie twoim ulubionym nagraniem, ale czy jest ono najbardziej technicznie złożone? Czy bardziej złożona technika równa się większej przyjemności perkusisty?


Mówiąc o technice, nie jest to najbardziej złożona piosenka na płycie, ale dla mnie to było jak robienie standardowej roboty, nie mówiąc o tym, że zostawiłem swój własny ślad w intro... Working Day And Night również jest niesamowicie funkowa i gdybyś ją porównał do tego co panuje dzisiaj, to jest to wzór dla czegokolwiek co leci w radiu, a większość z tych rzeczy jest tworzona poprzez naciśnięcie przycisku na maszynie, wiesz!...


Gdybyś miał wybrać jedno wyjątkowe wspomnienie z albumu Off The Wall to co by to było i czy mógłbyś się tym z nami podzielić?


Cóż, miesiąc później, jak już wszystkie moje partie i nagrania zostały zrobione, zapytałem Quincy'ego czy mógłbym po prostu przesiedzieć tam aż do samego skończenia procesu nagrywania płyty. Tak naprawdę moją ulubioną częścią było obserwowanie ich mistrzowskiego dzieła nagrywanego na taśmę i zajęło im to sześć miesięcy. Musiałem zobaczyć Michaela robiącego wokale, a że jestem produktem Berklee College of Music, bardzo skupiałem się na harmonii i produkcji, a Quincy jest dla mnie mentorem. Zatem jest to moje ulubione wspomnienie: po prostu mieć możliwość obserwowania całego procesu tworzenia.


Zawsze zagadką dla mnie był fakt, iż nie grałeś na albumie Thriller: jak to się stało, że Quincy Jones do ciebie nie zadzwonił? Czy żałujesz, że nie jesteś częścią tego nagrania?


Powiem to teraz dosadnie: Quincy zadzwonił do mnie! Miałem dwa tygodnie na wstrzymanie, w czasie kiedy wyznaczyli oni ramy czasowe na dokonanie tego, lecz w tym samym czasie grałem na innym pokładzie, tzn. z Glennem Freyem z Eagles. The Eagles dopiero co się rozpadło i zdecydowałem, iż dołączę do zespołu Glenna Freya: wyjechaliśmy w trasę na rok i zrobiliśmy kilka nagrań. Tak więc była to moja osobista decyzja, żeby tak postąpić, aczkolwiek oczywiście trochę żałuje, ponieważ był to najlepiej sprzedający się album wszechczasów i byłoby świetnie w tym uczestniczyć. Jednakże nie ma to na mnie wpływu: nadal jestem najczęściej odnotowywanym perkusistą w historii i naprawdę cieszę się, że Jeff Porcaro zagrał to co zagrał, gdyż umieścił poprzeczkę doprawdy wysoko. Była to decyzja biznesowa, a pomogła mi muzyczna wskazówka.


Ale nadal, zagrałeś w We Are The World wraz z Louisem Johnsonem i Gregiem Phillinganesem: nie tylko to ukazuje pewne odzwierciedlenie twoich największych umiejętności, a także emocjonalnych więzi pomiędzy Michaelem, Quincym i tobą. Jak to się stało, że zagrałeś w tej piosence?


Cóż, to świetne pytanie! Quincy zawsze uważał, iż jeśli dlatego że facet nie mógł wziąć udziału w jednym nagraniu, nie oznacza, iż już wypadł z listy. A Michael zawsze lubił spryt i kontrolę w studiu. Lionel Richie był także w to zaangażowany i nagrywałem z nim całkiem sporo tak naprawdę. Tak więc, kiedy Quincy ogłosił, że ma się tym zajmować, zaczął ode mnie, Louisa i Grega, udaliśmy się tam i robiliśmy swoje, byliśmy podekscytowani. Myślę, iż Michael wiedział, że posiada moc, że zebrał się jego zespół, i że wykonamy tę robotę.


Czy w trakcie sesji studyjnej czułeś, że ta piosenka stanie się światowym hitem, z najważniejszym przesłaniem do ludzkości?


Oczywiście, że tak! Wiedzieliśmy, że to będzie hit, ale w istocie była to bardzo prosta piosenka: nie była skomplikowana, jednakże po raz pierwszy zdarzyło się, iż ci wszyscy piosenkarze i przeróżne osobowości znajdowały się w jednej sekcji rytmicznej. Zatem, praca ta była wspaniała i jeśli się nie mylę, jest to najlepiej sprzedający się singiel wszechczasów. Wiesz, zawsze świetnie jest robić takie rzeczy jak ta i pomagać ludziom żyjącym w złych warunkach.


Kilka lat później zagrałeś na perkusji na większości piosenek z albumu Bad. Lecz status MJa zmienił się od czasów Off The Wall: czy to także zmieniło sposób w jaki go odczuwałeś? Czy presja była większa biorąc pod uwagę fakt, iż album miał pójść w ślady Thrillera, czy też zdecydowałeś, iż załatwisz to z perspektywy profesjonalnego muzyka?


Nie zmienił się sposób, w jaki postrzegałem Michaela. Był po prostu megagwiazdą i jeśli chciałby skręcić w lewo, to kto miałby cokolwiek powiedzieć? Ale my nie graliśmy razem na tym nagraniu, po prostu dogrywaliśmy swoje partie do istniejącego już materiału. Ale tak, nadal uważam, że ten szczególny czas i przestrzeń w karierze Michaela w perspektywie profesjonalisty jest najlepszym sposobem na pozostawienie tego. Podejrzewaliśmy, iż Michael przechodził przez fazy przejściowe i dlatego Quincy dosłownie chciał, żebyśmy też przez nie przechodzili, tworząc więcej nowoczesnego i elektronicznego brzmienia. Tak więc to nałożyło na mnie dużą presję i tak naprawdę już się tym zajmowałem: używałem mojej perkusji akustycznej, jednakże musiałem poradzić sobie z tą wściekłością dotyczącą całej tej ilości elektroniki, zatem mogłem wykręcać jakieś muzyczne numery w różnym czasie. W tym samym czasie miałem stare analogowe studio i tak naprawdę zaprogramowałem The Way You Make Me Feel, Speed Demon, Liberian Girl i wydaje mi się, że również Dirty Dianę: zaprogramowałem je w mieszkaniu, następnie dodałem inne rzeczy, a później dograłem do tego perkusję.


Często powracam do faktu, iż przy piosence Bad Bruce Swedien poprosił muzyków, aby grali przez osiem minut zamiast robienia kompletnego miksowania. Czy zostałeś pozostawiony samemu sobie mogąc improwizować w poszczególnych partiach czy też musiałeś podążać za ściśle określonymi instrukcjami?


Cóż, tak się zwyczajowo nie robi i nie jest to łatwe! Przy Smooth Criminal, Bad i The Way You Make Me Feel Bruce używał swojej maszyny cyfrowej, posiadał również 24-ścieżkową analogową maszynę zsynchronizowaną z 16 nagraniami, zatem tylko mnie nagrywał na analogowej maszynie zsynchronizowanej z maszyną cyfrową. Na maszynie analogowej mogłeś użyć większej szpuli na 2-calowej taśmie, aby uzyskać więcej minut na piosenkę, więc Bruce poinstruował mnie, abym nie grał żadnych perkusyjnych wypełnień. Te piosenki były niesamowicie długie i musiałem się bardzo skoncentrować, ażeby grać te same partie w kółko i w kółko przez co najmniej osiem minut piosenki. Zatem te partie perkusyjne są naprawdę rygorystyczne.


Porozmawiajmy o The Way You Make Me Feel i porównajmy ją do Rock With You, ponieważ wspólne brzmienie tych piosenek jest interesujące: czy groove tej pierwszej podobał ci się tak samo jak tej drugiej?


Tak naprawdę to tak! Podobały mi się obydwie, ponieważ co oczywiste Rock With You jest grana na 16/8, a The Way You Make Me Feel, z przesunięciami, na 12/8. A to wymaga odwagi od współczesnych artystów, aby nagrać przesunięcie, gdyż przesunięcia zazwyczaj nie wiodą prymu w muzyce pop. Całą magią tej piosenki stanowi to, iż swinguje ona bardzo mocno i nadal jest to moje ulubione nagranie na Bad.


Wraz z tymi mosiężnymi instrumentami i brzmieniem groovy wydaje mi się, iż The Way You Make Me Feel jest bardziej oldskulowa niż każdy inny kawałek na albumie. Czy zgadzasz się z moim punktem widzenia i czy właśnie to jest powodem tego, że jest to twoja ulubiona piosenka z 1987r.?


Tak naprawdę kocham Man In The Mirror Siedah i było bardzo smutno kiedy nie dane mi było w niej grać. The Way You Make Me Feel jest oldskulowa, ale wtedy gdy posłuchasz mojego programowania na mojej średniej wielkości perkusji, jakie uzyskałem poprzez maszynę SP-12. Zatem dodaliśmy te nowsze brzmienia jak na tamte czasy za sprawą mojej osoby grającej na perkusji akustycznej. Tak więc wygląda to jak spotkanie starej i nowej szkoły. Ale na innych piosenkach były trąbki, np. w Speed Demon.


Czy przypominasz sobie dyskusję na temat ostatnich szlifów piosenki z Quincym, Brucem i Michaelem? Jakieś anegdoty albo wspomnienia związane z tymi szczególnymi momentami, zwłaszcza związane z Michaelem, zarówno zawodowe jak i prywatne?


Wiesz, Quincy to jest Quincy! To on dopieszcza każdy szczegół: aby mógł umieścić własne nazwisko na płycie, musi być ona najlepsza jak tylko jest to możliwe! A mnie nie było przy całym procesie tworzenia... A Bruce Swedien: on jest bogiem, dla mnie jest wzorcem ojca i dodał mi on skrzydeł. Nauczył mnie techniki mikrofonu i presji dźwięku mikrofonów, grania w różnych dynamikach, czerpania z perkusji tyle ile można. Czasami grałem forte, mezzo forte i pianissimo, a Bruce zbierał to wszystko w jedną całość. Tak więc było to forte, lecz jedynie przy użyciu mojego nacisku. Sprawiał, że grałem doprawdy delikatnie za pomocą stóp, ale głośniej za pomocą perkusji w sidłach: to było bardzo trudne do wykonania! I wydaje mi się, iż Michael miał trochę więcej do powiedzenia: jeśli zwrócisz uwagę na autorstwo na albumie Bad i na albumie Off The Wall, to napisał on dziewięć utworów na płycie, podczas gdy na Off The Wall napisał tylko trzy albo cztery. Myślę, że Quincy chciał, żeby zaangażował się w tego typu sprawy, ale Mike również domagał się większej uwagi. Nadal uważam, iż Bad nie dorównuje Off The Wall... Jednakże Mike był zabawny, mawiał: Chodźcie wszyscy, zrobimy zdjęcie!. Chciał, żeby każdy został udokumentowany. Był zarazem bardzo, bardzo wdzięczny, ponieważ pracowaliśmy w kilku różnych miejscach w Westlake, wszystko w tym samym czasie!


Z technicznego punktu widzenia, które z nagrań było najtrudniejsze do zagrania na albumie Bad? Czy wpłynęło to na twoją przyjemność i uczucia jako perkusisty, i czy przeszkodziło ci to w przenoszeniu osobistych  doznań?


Piosenka Bad polegała na powtarzaniu się, ale nie była aż tak trudna. W The Way You Make Me Feel grałem przesunięcia, znowu ośmiominutowe. W Speed Demon zrobiłem wstępne programowanie a następnie dodałem do tego perkusję. Smooth Criminal było funkowe. Także nie wiem... Wszyscy mówią, że The Way You Make Me Feel była najtrudniejsza, lecz nie wpłynęło to na nic pomijając moją osobistą przyjemność i proces tworzenia, absolutnie nie! Przez lata grania w piosenkach nauczyłem się jak osiągać to co jest dla mnie zbyt trudne: zatrzymuję to, a następnie przetwarzam to w taki sposób, żeby wydobyć najlepsze części piosenki. Generalnie, to działa i mówię to swoim uczniom.


Czy czułeś, iż bierzesz udział w rewolucji brzmienia za sprawą albumu Bad? Co obecnie myślisz o tym brzmieniu lat 80., jakie słyszymy na tymże albumie? Wolisz album Off The Wall czy Bad? Biorąc pod uwagę produkcję i typ muzyki, można wynieść wnioski, ale chodzi o twoje wspomnienia.


W połowie lat 80. miały miejsce przeróżne działania: trzeba było pracować nad świetnymi utworami, czyścić akustyczne nagrania i zwiększać rolę perkusji. Potem Quincy przyszedł i powiedział: Nie, nie, chcemy sprawić, żeby to miało bardziej elektroniczne brzmienie bez utraty ludzkiego pierwiastka. Zatem tak, czułem, że jestem częścią dźwiękowej rewolucji za sprawą Bruce'a próbującego nowych rzeczy. W tym samym czasie nagrywałem Higher Love i Back In The High Life Steve'a Winwooda, które zawierały nieprawdopodobnie świetne akustyczne brzmienia. Tak więc to była inna sytuacja, bo graliśmy wyższe takty niż u Quincy'ego. Czasami włączam Bad, jednak kiedy słuchasz CD, to nie jest to to samo co słuchanie LP: w mojej opinii LP brzmi lepiej i widocznie nie jestem jakoś szczególnie związany z cyfrowym wyzwoleniem itd. Wolę Off The Wall: skompresowane LP nadąża za dzisiejszą muzyką! Myślę, że powodem tego jest to, iż najczęściej jest ona akustyczna: uważam, że dlatego nagranie analogowe brzmi tak dobrze! Oczywiście grałem już wcześniej na płytach, ale nie tak ogromnych, więc tak, miało to również ogromne znaczenie dla mnie...


W 2001r. zagrałeś w piosence Cry z albumu Invincible. Czy dostrzegłeś jakiekolwiek różnice organizacyjne pomiędzy tym montażem a produkcją Quincy'ego Jonesa z lat 80.?


Tak, to było totalnie coś innego. Znajdowaliśmy się w Record One, ale Michael nie pojawiał się w ciągu tamtych dni: zadzwonił do mnie i udzielił mi instrukcji, jednak był niesamowicie skupiony. To była inna era, wiesz, i Quincy Jones nie zajmował się produkcją. Tak naprawdę, myślę, że Cry jest jedynym utworem posiadającym akustyczną perkusję. Nagrałem również dwie inne piosenki na ten album, lecz one nie zostały opublikowane: jedna z nich nazywała się Apocalypse Now, ze sporą partią perkusyjną. To była jakby końcowa piosenka, nagrałem cztery partie perkusji militarnej i napisałem sześć i pół minuty muzyki militarnej. Miałem perkusję gran cassa oraz piatti. Używałem werbla Piccolo. To było świetne!... Przypuszczam, iż to i tak nie zostałyby zblendowane z tym nagraniem.


Czy czułeś, że Michael Jackson (zarówno jako człowiek i jako artysta) zmienił się poprzez lata? Jakieś wspomnienia ze studyjnej sesji na początku lat 2000.?


Nie byłem przy nim w trakcie jego ostatniej ery, zatem nie mam do czego się odnieść, do tej ostatniej ery, kiedy odszedł, ale w tym momencie mogę powiedzieć, iż był niesamowicie skupiony i gotowy, aby wyjść i z powrotem odzyskać świat! Wtedy, w czasie lat 2000., nie jestem pewien czy kierunek był właściwy i być może motywacja nie była taka jak potrzeba, ale mogę tylko spekulować. Zdecydowanie zmienił się jako człowiek w swojej artystycznej formie. Nadal, zaraz przedtem, pisał niesamowite rzeczy, takie jak Earth Song z Davidem Fosterem: wow! Niestety, na większości piosenek była zaprogramowana perkusja. Po prostu uważam, że przemysł i różne percepcje prawdopodobnie trzymały go w ryzach. Jednak musisz pamiętać o innej sprawie: on sprzedawał się lepiej niż jakikolwiek inny artysta, nawet w tych nie najlepszych czasach! Tak więc, nie chodzi wyłącznie o transformację Michaela, ale o inne rzeczy, jakie miały wtedy miejsce...


Co na zawsze zapamiętasz o Michaelu Jacksonie?


Szczerze, on był jednym z największych amerykańskich artystów wszechczasów. Po pierwsze, wszyscy widzieliśmy go w telewizji i byliśmy zadziwieni jego muzycznym geniuszem, a również jego głosem. Obserwowaliśmy jak jego głos się zmienia, z głosu małego chłopca, przez nastolatka do młodego mężczyzny, kiedy to dane mi było go poznać. Co do mojej więzi z Michaelem, podarowaliśmy jego muzyce życie i byłem po prostu wdzięczny za to, iż byłem częścią jego muzycznej kariery.


Ostatnie pytanie dotyczy twojej obecnej kolaboracji z Daft Punk: jak to się stało, że z nimi pracujesz? Czy to przypomina ci o starych dobrych czasach?


Ci goście są geniuszami programowania i praca z nimi to było zupełnie coś innego: zagrałem na siedmiu piosenkach na tej płycie i to było absolutnie fantastyczne! Wraz z keyboardzistą, Chrisem Caswellem, zdecydowali się na zatrudnienie Nathana Easta, Paula Jacksona i mnie samego, z czasów West Coast, czym pozwolili abyśmy wprowadzili do ich rytmów naszą magię: tak to się właśnie potoczyło.




Po pierwsze, zdołałem skontaktować się z Johnem Robinsonem poprzez wspólnego przyjaciela. Następnie, zostałem przyjemnie zaskoczony wieścią, iż pamięta on nasze pierwsze spotkanie w Montreux w 2013r. na 80. urodzinach Quincy'ego Jonesa. JR, który zagrał na czterech z piętnastu utworów na albumie, był zaiste idealnym świadkiem mogącym przywołać ducha tej kompilacji. W przypadku swojego podwójnego albumu Michael Jackson wybrał tytuł HIStory i  ujawnia on kompletne znaczenie tego typu relacji. Ponad dwadzieścia lat od jego wydania, poczucie upływu czasu pozwala nam oszacować tę opowieść w celu całkowitego zanurzenia się w nią.

"Let's Make HIStory" - cz 3.

Początek HIStorii

NDUGU CHANCLER - PREKUSISTA

Historia, co logiczne, rozpoczyna się od od piosenki Billie Jean. W rzeczy samej, nagranie to stało się legendarne dla fanów, ale także i dla generalnej publiczności: symbolizuje ono aurę Michaela Jacksona w historii muzyki. W trakcie pracy nad tą książką chciałem właśnie aby ta muzyczna kompozycja stanowiła wstęp, dokładnie tak jak zadecydował o tym Król Popu robiąc to samo w przypadku podwójnego albumu z 1995r. Następnie musiałem skontaktować się z jednym z wirtuozów i zarazem perkusistą tej piosenki: Ndugu Chancler okazał się właściwym wyborem. Za sprawą swojego perkusyjnego rynsztunku, muzyk ten jest pierwszym, który może wyróżnić się na tymże nagraniu i mistrzowsko otworzyć ten dwu i półgodzinny muzyczny świat HIStory.
Bardzo miły i entuzjastyczny człowiek, Ndugu Chancler, zgodził się wziąć udział w tym projekcie i opowiedzieć o swoim wkładzie do tej piosenki, powracając do niej raz jeszcze.


Po pierwsze chciałbym dowiedzieć się w jaki sposób rozpoczęła się twoja muzyczna pasja i jak to się stało, że wybrałeś perkusję i sprawiłeś, że można z tego wyżyć?


Zacząłem grać muzykę i dorastałem w Los Angeles, pracowałem z kilkoma zespołami, zostałem muzykiem studyjnym. I pracując w studiach miałem szansę pracować np. z Quincy Jonesem. W tamtym momencie grałem już na sesjach, produkowałem i pisałem piosenki: miałem już doświadczenia z Santaną, Georgem Dukem i paroma innymi ludźmi takimi jak Donna Summer. Czasami zadzwonił do mnie Quincy Jones prosząc bym zrobił dla niego sesję: stanowiłem część rotacji perkusistów wraz z Jeffem Porcaro, Johnem JR Robinsonem i Rickym Lawsonem. Tak więc byliśmy facetami, do których mógł zadzwonić Quincy w celu zaproponowania zrobienia dla niego sesji, a poprzez niego skończyłem pracując z Frankiem Sinatrą, Jamesem Ingramem, Patti Austin, Michaelem McDonaldem, Georgem Bensonem i Michaelem Jacksonem!


Miałeś 18 lat kiedy dokonałeś swojego debiutu jako profesjonalny muzyk, podczas gdy Michael Jackson i J5 podbili listy przebojów swoim pierwszym singlem I Want You Back: czy zwróciłeś na to uwagę w tamtym czasie bez przewidywania tego, iż mógłbyś później współpracować z MJem?


Cóż, mam teraz 63 lata, i niektóre z moich wspomnień nt. rodziny Jacksonów, zwłaszcza Jackiego, Randy'ego i Jermaine'a, wiążą się z czasami kiedy wszyscy razem graliśmy w baseball w połowie lat 80.: to była taka showbiznesowa liga stworzona wokół muzyków, aktorów i artystów. Jednak wcześniej grałem z kilkoma zespołami, których menadżerem był ich ojciec i robiłem również wiele sesji dla Motown, więc znałem trochę Michaela, Jackson 5, Jermaine'a i wszystkich tych chłopaków.


Jak i poprzez kogo zostałeś włączony do pracy nad słynnym Thrillerem? Co pamiętasz ze swojego pierwszego spotkania z Quincy Jonesem i Michaelem Jacksonem?


Na pierwszym spotkaniu był Quincy, Rod Temperton, Bruce Swedien i sam Michael. Znałem oczywiście Quincy'ego, a także Bruce'a Swediena, bo robiłem album dla Eddiego Harrisa w Brunswick Studio w Chicago w 1971r., a on był tam inżynierem. Ale był to pierwszy raz kiedy spotkałem Roda Tempertona. Tak naprawdę nie miałem nigdy wcześniej bliskiego kontaktu z Michaelem, lecz on mnie znał. W zasadzie przyszło nam to z łatwością i zaczęliśmy gadać o kilku sprawach jakie nas łączyły: jego bracia być może już rozmawiali z nim o mnie, więc to było coś jak Nareszcie się spotykamy!. Mówił o tym co chce osiągnąć poprzez muzykę, ale Michael nie udzielił zbyt wielu wskazówek. Quincy wiedział już czego chce, więc to już leżało w mojej kwestii, żeby dołączyć do ich wizji, tego co pragną dokonać w studiu. Pierwszym nagraniem jakie grałem było Hot Street albo Baby Be Mine... Jednak kiedy rozpoczęliśmy pracę nad albumem ThrillerOff The Wall sprzedał się w dziesięciu milionach kopii, więc żartowaliśmy, że byłoby miło sprzedać trzynaście milionów!... Mieliśmy po prostu nadzieję, iż moglibyśmy stworzyć piosenki , które pomogłyby w sprzedaniu trzynastu milionów, nie wiedzieliśmy, że mógłby się sprzedać w liczbie ponad stu dziesięciu milionów! Wszystko to było wizją Quincy'ego. Nagraliśmy Hot Street wcześniej, ale nie znalazła się na albumie: posiadaliśmy wiele świetnego materiału, jednak nie trafił on na album...


Jakiego rodzaju sprzętu użyłeś na sesjach do Billie Jean? Czy był twój czy też musiałeś się zaadaptować do tego co było dostępne w studiu?


Tak, wszystko było moje. Z tego względu, że robiłem sesje, miałem trzy perkusje. Perkusja, której używałem przy tej sesji, została umieszczona w muzeum Rhythm Discovery w Indianapolis: to wyjątkowa perkusja firmy Yamaha. Miałem dwie perkusje zrobione z brazylijskiego drewna o nazwie Jacaranda, więc są to perkusje całkowicie stworzone z drewna. Miałem również prototyp perkusji EQ w takim jakby uchwycie, to taka bardziej marszowa perkusja dająca najbardziej stłumiony dźwięk. Reszta to zwykłe perkusje z cymbałkami Paiste, których używałem na większości nagrań: 602 i 2000.

W przypadku Billie Jean tak naprawdę wykorzystałem średniej wielkości perkusję i nagrywałem tylko efekty uderzania perkusyjnego pedała oraz pary cymbałków. Bruce Swedien przyprowadził mnie na podest, położył specjalny koc na bęben basowy i włożył do środka mikrofon. Przynosił na sesje własny sprzęt, taki jak mikrofony, więc była to część arsenału Bruce'a. Perkusja została nagrana na 16-ścieżkowej maszynie, zatem miałem może 3 lub 5 nagrań bębna i 3 lub 5 nagrań perkusji znajdującej się w uchwycie. Wtedy można było usłyszeć każde nagranie inaczej, ponieważ Bruce używał różnych mikrofonów i w ten właśnie sposób uzyskiwał to brzmienie. Następnie mieszał to z dźwiękiem perkusji. Tak więc grałem także razem z perkusją.


Rytmika tego nagrania jest również bardzo prosta: czy starałeś się w trakcie sesji w studiu sprawić aby był on bardziej złożony, czy może instrukcje MJa i Quincy'ego Jonesa na ten temat były wystarczająco precyzyjne?


Nie, ponieważ mieli oni tak mocny groove za sprawą tej perkusji. Sposób w jaki Bruce Swedien inżynierował, możesz usłyszeć te wszystkie rzeczy współpracujące razem i nakładające się na siebie. Tak więc nie trzeba było robić zbyt wiele i dlatego właśnie przy Billie Jean i na tych wszystkich pozostałych nagraniach, nie gram zbyt wiele na normalnej perkusji, nie gram wiele na średniej wielkości perkusji z tego względu, że cały ten sprzęt połączony w jedną całość był tak hipnotyczny, że nie potrzebowałeś niczego innego! Np. w Billie Jean słyszysz cabasę, gdyż Bruce nagrywał wszelkie ślady dźwiękowe, więc nie trzeba dodawać wielu efektów. Wiesz, mówię to moim uczniom: Bruce Swedien, Quincy Jones, George Massenburg i Allen Zentz byli pionierami tego co obecnie stało się standardem dla Pro Tools. Np., w Thrillerze i wszystkich pozostałych piosenkach połączono razem pięć 24-ścieżkowych maszyn, podczas gdy w tej chwili w Pro Tools możesz mieć 64 ścieżki i jest to jeszcze nic! Jednakże wtedy tak nie było: obecnie wszystko to leży w kwestii Pro Tools i Logic Pro oraz tych wszystkich innych programów do tworzenia muzyki i daje to ludziom elastyczność jakiej potrzebują do nagrywania. Całe to edytowanie i sposób nagrywania w tamtych czasach są teraz standardem  dla Pro Tools, Bruce'a Swediena, Allena Zentza, George'a Massenburga i paru innych, którzy technicznie stworzyli i pchnęli otoczkę tego co stało się nowym standardem nagrywania w roku 2001 i później... Ale wtedy nie posiadaliśmy takiej technologii by robić to co dźwiękowo robiliśmy, tak więc musiało to byc robione z kimś kto wiedział jak dokonać tego za pomocą dostępnech rzeczy.


Na lekcjach grania na perkusji Billie Jean często przytaczana jest jako model: jej rytm jest prosty w zapisie nut, lecz bardzo subtelny w wykonaniu. W pierwszej chwili początkujący mogą pomyśleć, iż jest to bardzo łatwe do zagrania, jednak, co oczywiste, jest odwrotnie. Co myślisz na ten temat?


Cóż, oto rzecz, która sprawiła, że Billie Jean jest tym czym jest: każdy dźwięk brzmi tak samo, głęboko roztropnie i każdy dźwięk synchronizuje się z perkusją. Ponownie, nie było Pro Tools, więc nie mogliśmy iść z tym do przodu: to musiało zostać zaplanowane, precyzyjnie razem z perkusją. Pozwól, że dam ci taką radę: jeśli chcesz usłyszeć samą perkusję, w intro Thrillera są jakieś dwa takty stworzone wyłącznie przez moją perkusję i możesz usłyszeć ten kontrast w brzmieniach. Są też dwa takty funkcjonujące razem i przez same siebie. Przy Billie Jean musiałem siedzieć przez pięć minut i grać dokładnie to samo i nie miałem prawa drgnąć, aby uzyskać to hipnotyczne brzmienie. Jednakże pierwszą rzeczą jaką ludzie muszą sobie uświadomić jest to, że tempo nigdy się nie zmienia: wszystkie bity są uszeregowane i z tego względu jest to tak trudne.


Pomijając inne kontrybucje w ThrillerzeBillie Jean była współprodukowana przez samego Michaela Jacksona. Czy otrzymałeś więcej instrukcji od niego czy też pomimo tego rządził Quincy Jones?


Obydwaj byli bardzo zaangażowani. Tak naprawdę, w każdym studiu Westlake Audio działo się coś związanego z projektami Michaela Jacksona. Tak więc wszyscy myślą, że jak tworzyliśmy Billie Jean, to zajmowaliśmy się tylko Billie Jean, jednak Michael robił też album E.T. Storybook w tym samym czasie w pomieszczeniu obok! Zatem działo się wiele, ale Quincy Jones wie jak wydobyć to co najlepsze z człowieka bez potrzeby wielkiej konwersacji. Sprawiał, że grałem ten prosty bit, a z drugiej strony miał nawyk kontemplowania jakichkolwiek użytecznych pomysłów na zrobienie tego, i Michael Jackson wyróżniał się tą samą postawą. Tak więc te trzy osoby są odpowiedzialne za wielkość tego nagrania: była to suma świetnych pomysłów całej tej trójki, łącznie z Rodem Tempertonem, które uczyniły to nagranie wielkim. Oczywiście Rod Temperton przyniósł kilka wspaniałych piosenek, lecz cena produkcji, cena nagrania i koncepcje tego co miałoby się znaleźć na tych utworach, było kombinacją trzech talentów. Jednak świat nie usłyszał ani tych piosenek jakie oni nagrali, ani tych, jakie my nagraliśmy, ale nie zostały one wydane... Słyszałeś świetny materiał odwołujący się do koncepcji nagrywania w latach 50. i 60., kiedy oznaczało to niewyobrażalną pracę by singiel został hitem. Była to bardziej koncepcja sklejania multum piosenek razem i konceptualizacja. Wyglądało to tak: "Znajdziemy najlepszy materiał jaki tylko istnieje i skleimy go w całość."


Nie będę bardzo oryginalny, ale powiem to: twoje nagranie jest prawdopodobnie najsłynniejszym nagraniem dla ogólnej publiczności. Jak czujesz się w związku z takim sukcesem? Czy pozostaje to największą dumą całej twojej dyskografii?


Czuję, że jestem częścią historii. Czuję się świetnie z powodu tego, iż byłem powiązany z nagrywaniem jednej z największych piosenek pop w historii muzyki. Noc, kiedy nagrywaliśmy Billie Jean, była dla mnie czymś wyjątkowym, ponieważ były to urodziny mojej byłej żony i po powrocie do domu czekała mnie impreza urodzinowa, na którą już się spóźniałem, bo nagrywałem Billie Jean! Potem, jak już wróciłem do domu, ludzie mówili: Cóż, spóźniłeś się na przyjęcie!, ja odpowiedziałem: Tak... ale wydaje mi się, że właśnie nagrałem jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu! Takie miałem przeczucie, wiesz, to wydawało mi się takie wyjątkowe, bo w tej piosence było coś hipnotycznego!...


Po tym ogromie czasu jaki spędziłeś w studiu z MJem, czy pozostały jakieś profesjonalne albo nawet osobiste anegdoty jakie trzymasz głęboko w pamięci?


Michael Jackson reprezentuje kompletność profesjonalnego artysty. Jego wielkość bazuje na jego artystycznej, muzycznej doskonałości, to osoba, która jest połączona ze swoją muzyką i ze swoim kierunkiem. Po odejściu z Jackson 5 Michael Jackson rozpoczął swój własny. Otoczył się świetnymi ludźmi, lecz wiele z tego co stworzył wyłoniło się z jego własnego wpływu, jego własnych wskazówek: był bardzo mocno zaangażowany w swoje projekty i bardzo dobrze wiedział czego chciał oraz tego jak chciał, żeby te rzeczy były zrobione. Wyrażał się bardzo rzeczowo i artykułował, zatem miał własne przeczucia i wskazówki przetłumaczone ludziom z tym związanym i w ten sposób mogli oni ujrzeć jego wizję. Jego wielkość bazowała również na wielkości zespołu, który nawzajem się rozumiał, nawzajem się szanował i nawzajem wręczał sobie przestrzeń na to by być sobą. W studiach nie było żadnych ochroniarzy, żadnych groupies, wyłącznie zespół pracujący nad muzyką.


Obecnie uczysz jazzu na uniwersytetach: co dzięki temu zyskasz? Czy studenci znają twoją karierę i proszą czasem abyś w ramach zajęć zagrał Billie Jean?


Jest to szansa na połączenie z następnym pokoleniem za sprawą muzyki z przeszłości, tak więc oni wprowadzają ją do przyszłości. Mogą doświadczyć tego zjawiska i zrozumieć jak zostało to zrobione i kto tego dokonał. Tutaj, na University of Southern California, jesteśmy częścią programu muzyki popularnej, w którym uczestniczą obecnie jedynie trzy lub cztery szkoły w Stanach Zjednoczonych. Muzyka popularna tak jak jazz stanowi wartościową część historii. Więc to czym się dzielimy to historia tego kraju wyrażona poprzez muzykę, poprzez style życia i poprzez ewolucję. W trakcie mojego nauczania jestem częścią tej historii, tej ewolucji i tego dziedzictwa. Mam szansę przekazać to wszystko młodzieży i powiązać ją z ludźmi, z jakimi nie byli powiązani. Niektóre z tych dzieciaków nie miały nigdy do czynienia z Michaelem Jacksonem, bo mają po jakieś 18 lat... Tak więc obecnie zapoznaje ich z Frankiem Sinatrą, Milesem Davisem i tymi wszystkimi ludźmi, z którymi pracowałem. To radość i przyjemność z jakich nie zamierzam rezygnować!



Żeby pozwolić sobie na udzielenie wywiadu, Ndugu Chancler wykorzystał przerwę pomiędzy dwoma swoimi popołudniowymi lekcjami na uniwersytecie. Atmosfera była tak relaksująca i przyjazna, iż nadal nie potrafię w pełni uświadomić sobie, że rozmawiałem z jednym z tych ludzi, którzy stworzyli ten legendarny utwór. Podczas, gdy kompozycja dotyka perfekcji, można zapomnieć o ludzkim aspekcie jej stworzenia. To miało miejsce ponad trzydzieści lat temu, lecz Billie Jean jest mistyczna, stała się ponadczasowym nagraniem a nawet wyszła poza to wszystko.

"Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...