wtorek, 7 maja 2019

Sandy Gallin i David Geffen jako zespół zarządzający Michaela Jacksona. Część 2

Autor tłumaczenia: M. R.

źr.:


To jest kontynuacja postu o tak zwanym partnerstwie pomiędzy Sandym Gallinem, Davidem Geffenem i Michaelem Jacksonem i sposobie, w jaki dobiegło ono końca (część pierwsza tutaj - https://anotherpartofmj.blogspot.com/2019/02/sandy-gallin-i-david-geffen-jako-zespo.html ). Zaczynamy od miejsca, w którym przerwaliśmy, a także w którym historia zaczęła się poniekąd komplikować.

Spójrzmy na przykład na Bernarda Weinrauba.

Weinraub był korespondentem „New York Timesa” w Los Angeles, który uruchomił publiczny sprzeciw przeciwko nowemu albumowi Michaela Jacksona, HIStory, na kilka dni przed jego wydaniem – kiedy wszystko tyczące się albumu było ciągle strzeżonym sekretem.

Weinraub nagle ogłosił, że miał album w rękach i przedstawił go opinii publicznej jako „bluźnierczy, mroczny, wściekły, przepełniony furią”, a jedną z jego piosenek, They Don’t Care About Us, jako „ostentacyjnie krytyczną wobec Żydów”. Z miejsca wywołało to oburzenie, choć nikt jeszcze nie widział ani nie przesłuchał albumu.

Imię Bernarda Weinrauba nic dla nas nie znaczy do momentu, gdy dowiadujemy się, że jest ożeniony z Amy Pascal, która przez wiele lat była prezesem Sony/Columbia Pictures.

Bernard Weinraub i Amy Pascal pobrali się w 1997 roku.

Czy Amy Pascal mogła dać swojemu mężowi cynk i ujawnić poufne informacje do sensacyjnej historii przed wydaniem albumu?

Raczej nie. Nawet jeśli zlekceważymy fakt, że Sony na pewno nie chciałoby zrujnować swojego własnego albumu, Weinraub i Pascal pobrali się w 1997 i chodzili ze sobą dopiero od 1996.

Ponadto w lecie 1995, kiedy wybuchł skandal dotyczący albumu, Amy Pascal pracowała dla innej firmy i nie miała dostępu do muzyki Sony – była głową Turner Pictures (1994–1996) i stała się prezesem Sony’s Columbia Pictures w grudniu 1996.

Cóż, trop prowadzący do Amy Pascal zapowiadał się obiecująco, lecz doprowadził nas donikąd, spróbujemy zatem raz jeszcze, znów zaczynając od Bernarda Weinrauba.
Bernard Weinraub
Kim jest Bernard Weinraub?

Wydanie „Los Angeles Magazine” z marca 2004 zawiera pokaźną historię o dziennikarzu. Jej nagłówek brzmi „REPORTER NEW YORK TIMESA, BERNARD WEINRAUB, MA W HOLLYWOOD POSŁUCH. I TO JEST PROBLEM”.

Bernard Weinraub ma w Hollywood posłuch. I to jest problem”, „LA Magazine”, marzec 2004

Dowiadujemy się, że ten reporterski weteran „New York Timesa”, który był w Wietnamie i miał w zwyczaju pisać o polityce, zaczął dostarczać sprawozdań z Los Angeles w 1991, jako korespondent „NY Timesa” ds. przemysłu rozrywkowego i, jak to ujął sam Weinraub, relacjonował sprawy Hollywood „jakby to był obcy kraj”.

Jego poprzednik zdał sobie sprawę, że nienawidzi tego miejsca i powiedział swoim szefom, że „nigdzie wcześniej nie spotkał gorszej bandy kłamców niż w Hollywood”, a kiedy już odszedł, Weinraub wykorzystał sposobność.


Wielu reporterom trudno oprzeć się bogactwu i pułapkom Hollywood. A Weinraub dostał się do gry. Uwielbiał to, powiedział pracownik „NY Timesa”. Uwielbiał wchodzić do restauracji i sprawiać wrażenie ważnej osoby.

Kilka innych ustępów historii z „LA Magazine” może przybliżyć nas do sprawy. Poważanie, jakim darzono Weinrauba w Hollywood, było niezrównane – wszyscy tam zabiegali o jego uwagę i aprobatę. I pomimo iż wielu chciało z nim mówić, on polegał na informacjach od garstki wybrańców.

Względy Weinrauba liczyły się jakby był głową studia, gdyż mógł w znaczący sposób wpływać na czyjąś karierę. Jeżeli cytował cię Weinraub, znaczyło to, że jesteś liczącym się graczem. Jeśli natomiast śledził cię i gnębił, jak to się stało w przypadku Michaela Ovitza, był to pocałunek śmierci. Jest obsesyjnie czytywany, w jego prozie szuka się znaczeniowych niuansów: kto z nim rozmawiał? jaki jest obrót spraw? Wszyscy czytają Berniego. 
(…) W mieście pełnym nożowników i ludzi od nalotów dywanowych, przebąkiwało się – aczkolwiek często przez tych, którzy na własnej skórze poczuli żądło dziennikarstwa Weinrauba – że polegał na niewielkiej grupie informatorów. Niektórzy mawiali, że był zbyt blisko Geffena i szefa Walt Disney Motion Pictures – Joego Rotha.
To nonsens”, mówi Weinraub.

Był zbyt blisko Geffena, „LA Magazine”, marzec 2004

Ale jeśli sprawy rzeczywiście tak wyglądały, to bez dwóch zdań Geffen należał do owej „niewielkiej grupy informatorów”, na których polegał Weinraub, i z łatwością mógł (jeśli tylko chciał) dać swemu przyjacielowi cynk ws. Jacksona.

Powyższy fragment mówi nam także, że jeśli chodziło o przeciwników Geffena, którym był np. Michael Ovitz, to Weinraub był wobec nich bezwzględny. Nawet ludzie z zewnątrz dostrzegali, iż dziennikarz tak bardzo nękał Ovitza, że było to równoznaczne z „pocałunkiem śmierci”, biorąc pod uwagę jego władzę kształtowania opinii publicznej w całym kraju.

Michael Ovitz mówi, że to prawda:
Narzędzie, którego wielokrotnie używał Geffen, by sabotować jego wizerunek, oskarża Ovitz, to «New York Times», a w szczególności jego hollywoodzki korespondent, Bernard Weinraub. Ovitz przez lata zbierał artykuły, które pisał o nim Weinraub. W niewielu z nich miał coś miłego do powiedzenia.”
Jeśli wyrobiłem sobie negatywną opinię, mówi Ovitz, to wszystko sprowadza się do Davida Geffena i Berniego Weinrauba. Wszystko sprowadza się do nich dwóch. Wymyśliłem nawet na to nazwę: połączony spin [czyli prezentowanie wydarzenia/sytuacji opinii publicznej w taki sposób, że zostanie zrozumiana tak, jak chce tego inicjator]. Geffen wymyśla spin, a Weinraub go papuguje, cytując w kółko tych samych ludzi.”
Jeśli więc mamy uwierzyć Ovitzowi, którego katastrofę Geffen pomógł zaaranżować, to był (i jest) połączony spin między Geffenem a Weinraubem i „wszystko sprowadza się do nich dwóch”.

Lecz jeśli rzeczywiście wszystko się do nich sprowadza, gdziekolwiek jest Weinraub, powinien być i Geffen. A ponieważ to Weinraub dostał wyłączny dostęp do słów niewydanej jeszcze piosenki Michaela Jacksona i zainicjował skandal, z całym prawdopodobieństwem mógł dostać cynk od Geffena – jeśli ten rzecz jasna chciał Michaelowi zaszkodzić.

Jak dla mnie scenariusz ten brzmi bardzo prawdopodobnie, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie zwyczajny modus operandi Geffena, który nigdy nie zachowywał się otwarcie i zawsze działał za kulisami. Pamiętacie ten obrazek ilustrujący metody postępowania Geffena według jednego z jego przyjaciół? Ten mam na myśli:

David jak gdyby siedział tam sobie w ciemności. Bardzo cicho. Nie wiesz dokładnie, co robi, poza tym, że kontroluje i manipuluje. Obrazek trochę jak ten na oryginalnej okładce My Fair Lady. To David.”

Prawdopodobieństwo, że to Geffen stał za negatywnymi historiami o MJ, tylko się zwiększy, jeśli weźmiemy pod uwagę dziwny fakt, że do 1995 wszelkie informacje o partnerstwie Geffena z Michaelem Jacksonem się urwały, a nawet od dawna już nie istniały – co wskazuje, że do tego czasu nie mogło się między nimi dobrze układać.

Plany Geffena wobec Michaela Jacksona były początkowo bardzo nagłaśniane, a nawet gloryfikowane przez media i osiągnęły punkt kulminacyjny, gdy Michael podpisał nowy kontrakt z Sony w 1991, lecz później strumień informacji zmienił się w cienką strużkę by w końcu w ogóle zaniknąć, również nieco gwałtownie.

Przykładowo: w 1993, podczas kryzysu z Chandlerami, Geffen nie udzielił żadnej wypowiedzi w obronie Michaela Jacksona (z tego, co pamiętam), a wszystko, co może być uznane za poparcie z jego strony, to cytat z anonimowego źródła, który został powtórzony – oczywiście przez Bernarda Weinrauba – jak następuje:

Niektóre z najpotężniejszych postaci światowego przemysłu rozrywkowego, które znały pana Jacksona, wypowiedziały się dziś prywatnie, że obecna sytuacja wydaje się co najmniej tragiczna dla nieśmiałego, wyizolowanego, dziecinnego artysty estradowego, która ma, w zgodnej opinii, niewielu bliskich przyjaciół. Jego przyszłość zdaje się nieprzewidywalna.”
Najpotężniejsza postać światowego przemysłu rozrywkowego” brzmi jak Geffen, lecz naprawdę interesujące jest to, że teraz woli pozostawać anonimowy. Cała ta narracja o „nieśmiałym, wyizolowanym, dziecinnym artyście” wcale nie wygląda, jak na moje oko, na poparcie dla Jacksona – wręcz przeciwnie: uwaga, że Michael ma „niewielu przyjaciół” i że jego przyszłość jest teraz „nieprzewidywalna”, przekazuje nieco niepokojącą wiadomość, a nawet zahacza o lekką groźbę.

Innymi słowami, do roku 1995, kiedy to wybuchł skandal związany ze słowami piosenki, zważając na jego bliskie powiązania z Weinraubem, to mógł być Geffen, który na początku zachęcił Michaela do tych słów, a później zaaranżował ich wyciek do mediów, by przedstawić swego byłego przyjaciela w najbardziej niekorzystnym świetle. I pomimo, iż jest to tylko przypuszczenie, zgodzicie się, że byłoby to bardzo w stylu Geffena.

Zrób to, Michael!
Michael Jackson powiedział także, że przed wydaniem piosenki wszyscy jego żydowscy przyjaciele i partnerzy słuchali jej słów „wiele razy” i oczywiście nie mieli przeciwko nim żadnych uwag. Sandy Gallin, osobisty manager Michaela i najlepszy przyjaciel Geffena nazwał nawet słowa „genialnymi”.

Sandy Gallin. Nowy Jork 01.09.10, Autor zdjęcia: Joseph Marzullo/Wenn.com

Michael Jackson błagał Sandy’ego Gallina żeby pozwolił mu wypowiedzieć się w telewizji i wyjaśnić, że nie jest antysemitą, lecz jego prośba spotkała się z beznamiętną odmową. Wszyscy ci, od których Michael spodziewał się obrony, również nie odpowiadali.

Michael Jackson Inc.” autorstwa Zacka O. Greenburga ujmuje to tak:

«New York Times» nazwał słowa wybuchem antysemityzmu na dni przed wydaniem albumu, a Jackson został ostro skrytykowany przez media i organizacje, włączając w to Anti-Defamation League (Ligę Przeciwdziałania Zniesławieniu).
Jackson upierał się, że został źle zrozumiany i przepraszał za jakiekolwiek utrapienie, które sprawił. (…)
Szkoda jednak się dokonała, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Niedługo po tym, jak Times opublikował recenzję, Jackson poprosił Gallina, który był Żydem, żeby wypowiedział się na antenie i wyjaśnił, że jego klient nie jest antysemitą. Gallin wiedział, że Jackson nie jest do Żydów w żaden sposób uprzedzony, lecz sądził, że wyjaśnianie sprawy w talk show to nie jest dobry pomysł. Zrozumiał, że nikt tak naprawdę nie wiedział, kim jest, a wobec managera Jacksona i tak oczekiwano by stawania w obronie klienta.
W rzeczywistości Jackson myślał, że wszyscy jego żydowscy przyjaciele, włączając w to Davida Geffena i Stevena Spielberg, pospieszą do rozgłośni, żeby go bronić. Niedługo jednak dowiedział się, że podzielali pogląd Gallina. «Nie sądzę, iż naprawdę sobie pomyśleli, że jest antysemitą – mówi manager. – Lecz nie mieli zamiaru wypowiadać się na ten temat w telewizji. To on napisał słowa piosenki, więc on powinien się zatrzymać i je wyjaśnić.»
To sprawiło tylko, że Jackson silniej naciskał na Gallina, bez żadnego jednak skutku. «Próbował mnie do tego przekonać – przypomina sobie Gallin. – Wiedziałem, że to nie byłoby dobre posunięcie i nie zrobiłem tego. Był z tego powodu bardzo zdenerwowany, zaczął podejrzewać, że ja sam myślałem, iż jest antysemitą. No i zwolnił mnie.»
Jackson natychmiast przestał z Gallinem rozmawiać. Podobny los spotkał jego relację z Geffenem i Spielbergiem.”

Cała sytuacja z Gallinem wycofującym się w decydującym momencie, mimo iż nie widział problemu ze słowami piosenki wcześniej, przypomina mi epizod ze współpracy Michaela z Gallinem, który miał miejsce w 1991 roku.

Kiedy powstawało video do Black or White, piosenki z poprzedniego albumu, Dangerous, Landis sprzeciwiał się, aby w nagraniu Michael łapał się za krocze, lecz Sandy Gallin gorąco nalegał, żeby Michael kontynuował. Steve Knopper mówi o tym w książce MJ: Geniusz Michaela Jacksona:
Na planie Landis usiłował pohamować seksualną ekspresję ruchów MJ. W pewnym momencie, gdy Michael znów sięgnął do krocza, Landis wrzasnął «Cięcie!» i kazał usunąć ten fragment – to była rodzinna produkcja. (…) Zapytali o opinię choreografa Vincenta Pattersona; ten zgodził się z Landisem. Michael jednak nalegał, by zawołać także Gallina, swojego managera. «Sandy był jak wrzeszcząca królowa. Bardzo krzykliwy homoseksualista – mówi Landis. – Sandy Gallin przychodzi na plan, patrzy na odtwarzanie ujęcia, i nadaje Zrób to, Michael! No dalej, dalej!»”


Mimo wszystko jednak nie pamiętam, aby Sandy Gallin bronił Michaela gdy video zostało opublikowane i rozpętała się kolejna burza. Nie powiedział także, że sam namawiał Michaela, aby „zrobił to”.

Wydaje się, że Gallin postępował według schematu: najpierw zachęcał, a nawet powodował Michaela do konkretnych działań, a później zostawiał go samego, by na własną rękę mierzył się z konsekwencjami.
Rozbieżności
Oficjalna historia przedstawia się tak, że Michael przestał rozmawiać z Gallinem „natychmiast” po skandalu z tekstem piosenki (czyli w czerwcu 1995) i wkrótce potem rozstał się z Geffenem i Spielbergiem.

Jednak jeśli pamiętacie datę tego długiego artykułu z „Vanity Fair”, którym rozpoczyna się niniejszy post, uświadomicie sobie, że został on napisany niemal rok później, w kwietniu 1996, i nawet w tamtym momencie Gallin nadal twierdził, że był managerem Michaela Jacksona.

I w rzeczy samej, oficjalne pismo o zakończeniu korzystania z usług świadczonych przez firmę Gallina przysłane zostało w lutym 1997 roku.

Ta wielka rozbieżność nie powinna dziwić nikogo, skoro wiemy przecież, że nie ma „większej bandy kłamców niż ci w Hollywood”, więc w poszukiwaniu krzty prawdy możemy rozważyć następujące opcje:
  • poróżnienie się z Gallinem i jego przyjaciółmi istotnie nastąpiło w połowie roku 1995 i od tego czasu Michael obywał się bez osobistego managera
  • na papierze Gallin mógł nadal być osobistym managerem, pomimo totalnego braku komunikacji między nim a Michaelem, więc w pozostającym do lutego 1997 okresie zrobił dla swojego klienta niewiele albo w ogóle nic (podczas gdy to Jim Morey zajmował się organizacją trasy HIStory)
  • Michael był niechętny (lub pełen obaw) co do otwartej konfrontacji z Gallinem, więc pozwolił „współpracy” umrzeć śmiercią naturalną, co wyjaśniałoby długą lukę między faktycznym zerwaniem z managerem a oficjalnym pismem.
Jest wiele opcji, ale absolutnie pewne jest to, że nawet jeśli Gallin nie zrobił dla Michaela zupełnie nic przez okres półtora roku od incydentu z tekstem piosenki, to Jackson nadal wypłacał mu siedmiocyfrową pensję rocznie.
Mały ten świat
Świat jest mały, a w lutym 1997 znów spotykamy tych samych medialnych graczy, którzy w 1995 zaangażowani byli w skandal z tekstem do They Don’t Care About Us.

Army Archerd, felietonista „Daily Variety”, który wcześniej namawiał Michaela do zduszenia tej piosenki, był teraz pierwszym, który doniósł, że stanowisko Gallin Morey Associations jako managerów Michaela Jacksona zostanie zastąpione przez saudyjskiego księcia Al Waleeda bin Talala i jego firmę Kingdom Entertainment (stworzoną wraz z Michaelem trzy lata wcześniej, w 1994).

Poza przekazaniem sensacyjnej wiadomości, Archerd zobrazował życie zawodowe Michaela Jacksona jako taki bałagan, że jasno dawał opinii publicznej do zrozumienia, iż Gallin i jego współpracownicy powinni się cieszyć, że zdjęto z nich ten nieznośny ciężar.

FIRMA SAUDYJSKIEGO KSIĘCIA PRZEJMUJE BIZNES JACKSONA
AUTOR: ARMY ARCHERD
3 LUTEGO 1997 
Firma saudyjskiego księcia al-Waleeda bin Talala Kingdom Entertainment zastąpi wspólników Sandy’ego Gallina i Jima Moreya we wszystkich przedsięwzięciach dotyczących Michaela Jacksona.
Jim Morey dowiedział się o tej decyzji przypadkowo, w drodze do swojego biura w Beverly Hills, do którego wracał prosto z Paryża i Londynu po tym, jak właśnie złożył w całość drugi etap trasy koncertowej Michaela Jacksona. Managerowie reprezentowali Jacksona przez ostatnie 6 lat, na dobre i na złe. (Właściwie to Gallin zgodził się ze mną, kiedy dzwoniłem do niego już jakiś czas temu, że słowa piosenki w „HIStory” były nie do przyjęcia i powinny były zostać zmienione – co też się stało.) Kolejnym cierniem (w życiu zawodowym Jacksona, ma się rozumieć) był koncert-własny program telewizyjny „Jackson Family Honors”, który miał miejsce dwa lata temu w Las Vegas.
W poniedziałek Gary Smith wycofał z sądu sprawę o oszustwo przeciwko rodzinie Jacksonów, by ułatwić otrzymanie werdyktu w dwóch innych sprawach przed sędzią federalnym Laughlin Waters. Waters może teraz zadecydować, czy Jackson złamał obietnicę, że wystąpi i czy przedsiębiorstwo produkcyjne Jacksona JCI i Michael są osobiście odpowiedzialni za $1,5 mln nadprogramowych kosztów – skutek niepojawienia się Michaela na pierwsze wydarzenie w Atlantic City w grudniu 1993. Smith-Hemion wygrało swoją sprawę przeciwko JCI na kwotę $1,7 mln, lecz roszczenie nigdy nie zostało zrealizowane. W toku jest również sprawa Gary’ego Smitha przed sędzią stanowym Sherman Smith, która mogłaby zmusić Jacksona, aby zapłacił te pieniądze JCI, wówczas Smith-Hemion mogłoby odebrać zaległą należność. Nadążacie?
Wszystko to stało się, gdy Gallin-Morey pełniło stanowisko managera Michaela i było zaangażowane we wszystkie sfery jego biznesu, od koncertów po zdjęcia reklamowe i obudowę prawną. Sprawy show-biznesu Jacksona są teraz w domenie Kingdom Entertainment.


Koncert „Jackson Family Honors” jest tutaj oczywiście poza tematem, lecz pozwólcie, że i tak Wam to rozszyfruję. JCI oznacza Jackson Communications, Inc. – firmę stworzoną w 1992 przez Jermaine’a Jacksona i rodziców Jacksonów. „Jackson Family Honors” miało być zorganizowanym przez tę firmę wydarzeniem charytatywnym, nadawanym w telewizji przez stację NBC 11 grudnia 1993 roku.

W ramach osobistej przysługi dla rodziny, Michael Jackson zgodził się tam pojawić bez obowiązku występowania, lecz aby tylko wręczyć nagrody. Show było odkładane do lutego 1994 z powodu oskarżeń Chandlera i zagranicznego leczenia Michaela, a kiedy ostatecznie się odbyło, okazało się klapą. Michael nie miał nic wspólnego z organizacją czy finansowaniem show, lecz mimo to jak zwykle stał się obiektem szyderstwa.

Powyższy fragment jest przykładem owego sarkazmu, który w tym wypadku miał na celu pokazać, jak wielki i pogmatwany był problem, który wreszcie zrzucili ze swych barków Gallin i Morey.

Co teraz zrobił Sandy Gallin, kiedy już uwolniono go od jego nieznośnych obowiązków?
Nowy projekt
Półtora roku później, latem 1998, już zbyt dobrze nam znany Weinraub, korespondent „NY Timesa” w Los Angeles, pojawił się w „Las Vegas Sun” z nowinami, że Sandy Gallin pokieruje kolejnym wielkim projektem.

Steve Wynn, właściciel kasyna Mirage w Las Vegas, założył spółkę zależną, by rozwinąć sieć nowych teatrów, aren oraz kabaretów i stworzyć pokazy, które miały zbliżyć go do Broadwayu. Barry Diller zasugerował swojego przyjaciela, Sandy’ego Gallina, na pozycję koordynatora projektu, na co Steve Wynn entuzjastycznie przystał.

Mirage zatrudnia najlepszego managera do budowy nowego asortymentu rozrywkowego
Autor: Bernard Weinraub
Czwartek, 4 czerwca 1998 | godzina 10:41

Steve Wynn

W posunięciu zmierzającym do zmiany dominującego obecnie typu rozrywki w Las Vegas, Stephen Wynn, przewodniczący Mirage Resorts Inc., ogłosił w środę spotkanie z Sandym Gallinem, managerem najwyższego talentu, by ten dołączył do jego firmy i pomógł otworzyć nowe teatry, areny i kabarety.
Wynn, który pomógł zmienić oblicze współczesnych kasyn na zgodne z prawem przedsiębiorstwa oferujące rodzinną rozrywkę, powiedział, że zatrudnił Gallina z zamiarem stworzenia teatralnych show, które ostatecznie wylądują na Broadwayu. 
Nie widzę niczego w Nowym Jorku czego nie możemy z równym powodzeniem – a nawet lepiej – zrobić tu, w Las Vegas”, powiedział Wynn. „Będziemy utrzymywać kontakt z kreatywnymi ludźmi w Nowym Jorku i w Londynie. Przewiduję, iż nastaną takie czasy, że przebojowy musical będzie miał premierę w Las Vegas, a następnie przeniesie się do Nowego Yorku.” 
Gallin, lat 57, manager talentów przez ponad 30 lat, teraz nadzoruje kariery wykonawców takich jak Neil Diamond, Dolly Parton czy Mariah Carey. W ciągu tego czasu kierował także Michaelem Jacksonem, Barbarą Streisand, Cher, Whoopi Goldberg i Richardem Pryorem. Firma Gallina, Gallin-Morey Associations, wyprodukowała również filmy rzędu „Ojciec panny młodej” i „Droga do domu”, jak również serial telewizyjny „Buffy: Postrach wampirów”. 
Gallin powiedział, że spędzi większość swojego czasu w Las Vegas, lecz nadal będzie służył w roli konsultanta swojej firmy managerskiej, którą teraz pokieruje jego wieloletni współpracownik, Jim Morey, który został mianowany prezesem. Gallin powiedział także, że będzie kontynuował relacje zawodowe ze swoimi najważniejszymi klientami „tak długo, jak będą tego chcieć”. 
Lecz większość czasu spędzi Gallin rozwijając to, co sam nazwał „nowy i inny przemysł rozrywkowy w Las Vegas, przyciągający ludzi, którzy normalnie nie pracują w Las Vegas”. 
Zawieramy przyjaźnie i nawiązujemy stosunki z ludźmi z Broadwayu”, powiedział Wynn.

LA Times” doniósł, że Wynn i Gallin zostali połączeni przez Barry’ego Dillera, którego oddanie swoim przyjaciołom Gallinowi i Geffenowi było tak wielkie, że Diller nazwał to nawet związkiem „od kołyski aż po grób”:


Kasynowy magnat Las Vegas, Steve Wynn, zatrudnił w środę managera talentów i producenta Sandy’ego Gallina, aby pokierował Mirage Entertainment & Sports Inc. 
W wywiadzie Wynn powiedział, że osoba Gallina została mu zasugerowana przez magnata Barry’ego Dillera, długoletniego przyjaciela Gallina. Wynn wyznał, że wyobraża sobie stworzenie rozbudowanego przemysłu rozrywkowego, jak na przykład teatru na posiadłościach Mirage’u w Las Vegas, nawet z możliwością objazdowych show.

Książka Christiny Binkley, opublikowana po raz pierwszy w 2008 roku pod tytułem Zwycięzca bierze wszystko: jak kasynowy magnat Steve Wynn wygrał i przegrał wysokostawkową grę o panowanie w Las Vegas mówi nam, co wyszło z tych planów.

Zaskakująco, rozdział o Gallinie zaczyna się nie inaczej, jak od wspomnienia tak zwanej „Velvet Mafii” [„Aksamitnej Mafii”], do której zaliczali się Gallin, Diller i Geffen, z powiązania z którymi Steve Wynn rzekomo bardzo się cieszył. Wynn powiedział, że „oni zawsze trzymają się razem” i „są wspaniali”.

Autorka mówi, że Steve Wynn spotkał się ze wszystkimi członkami tej biznesowej grupy i bardzo ich polubił, więc określenie „Velvet Mafia” było przez Wynna użyte w sposób bardzo przyjacielski, a nawet czuły, po prostu jako termin na określenie zżytej i wpływowej grupy ludzi biznesu (niekoniecznie gejów), którzy „dzierżyli władzę w Hollywood”.

Oto fragment z rozdziału 15 książki:


Steve Wynn o gangu Sandy’ego Gallina: „Oni wszyscy są wspaniali”.

Miałem wczoraj świetny dzień”, powiedział Steve Wynn, a brzmiał jak ktoś zadowolony i trochę roztrzepany – tak zachowywał się, gdy był kreatywnie usatysfakcjonowany. „Elanie i Sandy, i Eydie Gorme, i ja tańczyliśmy po domu.” 
Sandy to Sandy Gallin, manager talentów z Los Angeles, często wzmiankowany w prasie jako członek tak zwanej „Aksamitnej Mafii”. Była to grupa przyjaciół, wielu homoseksualnych (ale nie wszyscy), którzy dzierżyli władzę w Hollywood. Inni domniemani członkowie „Aksamitnej Mafii” to David Geffen, producent muzyczny i Barry Diller, medialny potentat. 
Ten cały gang gejów – zawsze trzymają się razem, tak naprawdę, naprawdę, naprawdę”, powiedział Wynn. „I wszyscy są wspaniali.” 
Barry Diller, ożeniony z projektantką Diane von Furstenberg, zaaranżował spotkanie Wynna z Gallinem po tym, jak Wynn nalegał, że chce „przedefiniować przemysł rozrywkowy” w Las Vegas. 
Nie mają niczego takiego w Nowym Jorku, czego nie moglibyśmy z równym powodzeniem zrobić i tutaj”, mawiał Wynn. 
Wynn był świadom tego, że zmienił jakość rozrywki w Las Vegas ze swoim Cirque du Soleil. Wynn był zdecydowany na sprowadzenie czegoś jeszcze nowszego na scenę rozrywki i oczywiście szukał inspiracji w swoich własnych interesach. Chciał stworzyć prawdziwy teatr. Będzie miał własne produkcje w stylu tych broadwayowskich dla kasyn Mirage w Las Vegas, Missisipi, a wkrótce – Atlantic City – może nawet zabierze te swoje pokazy w trasę. Mówił o założeniu firmy filmowej i telewizyjnej. Stworzył nową filię, spółkę zależną Mirage Entertainment & Sports Inc. 
W czerwcu zatrudnił Sandy’ego Gallina, by zarządzał tą nową filią. 
Gallin w dziwny sposób przypomina z wyglądu Steve’a Wynna. Jest coś w tych farbowanych na czarno włosach, kosmetycznie naprężonej skórze, w tym widocznym głodzie uwagi. Wynn był tak entuzjastyczny w stosunku do Gallina, że zgodził się płacić swojemu nowemu guru od rozrywki więcej niż płacił dotychczas swej prawej ręce, Bobby’emu Baldwinowi. 
Gallin porzucił wszystko, co zbudował w Hollywood dla siedmioletniego kontraktu w Mirage Resorts wartego $2,5 mln rocznie (wypłata plus bonusy). 
Gallin obiecał przeprowadzić się z Los Angeles do Las Vegas. Przekazał swoją osaczoną agencję talentów Gallin-Morey Associates partnerowi, Jimowi Moreyowi; zwinął także firmę produkcyjną, Sandollar Productions, którą prowadził z Dolly Parton.


A tak sytuacja przedstawiała się rok później:

Gallin nie stał się popularny wśród swoich nowych przyjaciół. Powszechnie uważano go za „skończonego idiotę”, który niewiele się odzywał podczas ważnych spotkań i pomijał istotne szczegóły, powiedział Dan Lee, który bywał przy tym obecny. 
Jako część uroczystości z okazji otwarcia resortu Bellagio, pod kierownictwem Gallina, Mirage Resorts zatrudniło orkiestrę filharmoniczną i ustawiło ją za fontannami, żeby przygrywała tańczącym strumieniom wody. Okazało się jednak, że dźwięk był niemal całkowicie zagłuszany przez plusk wody. Muzycy zatem zostali poinstruowani, żeby zrobić orkiestrowy odpowiednik lip-synchu, mówi Lee [lip-synch to w zwyczajnym znaczeniu poruszanie ustami do puszczanego nagrania tak, by sprawić wrażenie, że się śpiewa; inaczej – śpiewanie z playbacku]. 
Nie powinno więc chyba dziwić, że w rok później Mirage Resorts nie miało do pokazania zbyt wielu efektów kosztownej obecności Gallina. Nadal nie przeniósł się do Las Vegas, ciągle nie było stałych pokazów teatralnych czy telewizyjnych, ani żadnych umów filmowych. 
Pewnego wieczora pod koniec września 1999 roku Gallin dołączył do Wynna podczas obiadu w Las Vegas. Tam właśnie Wynn przyjął jego rezygnację – ledwie trzy tygodnie po tym, jak zwolnił Dana Lee. 
Na początku Gallin i Wynn utrzymywali pozory, że było to przyjacielskie rozstanie po efektywnym partnerstwie. „To naprawdę była ponowna ocena mojego życia”, mówił Gallin dzień później. 
Straciłem Sandy’ego Gallina. To morderstwo”, powiedział Wynn w dniu odejścia Gallina ze stanowiska. „Elanie i ja jesteśmy pogrążeni w depresji.” 
Lecz Wynn zdawał się szybko wydobyć z dołka. „Właściwie to potrzebuję kogoś innego niż on – kontynuował z wesołą skwapliwością. – Potrzebuję naprawdę poważnego managera produkcji. Faceta od terminarzy, od zakupów. Albo równie dobrze dziewczyny. Nie potrzebuję gościa od zawierania umów. Teraz już poznałem w show-businessie wszystkich.”


Cóż, powyższy rezultat był łatwy do przewidzenia. Za roczną opłatą $2,5 mln Gallin przedstawił Wynna „wszystkim w show-businessie” – i wygląda, że to by było na tyle.

Wynn jasno powiedział, że to mu nie wystarczało i że teraz potrzebował poważnego kierownika produkcji, którym Gallin w żadnym wypadku nie był. I nie był także „facetem od terminarzy” – ale o tym już wiemy z innych źródeł.

Sześć lat zajęło Michaelowi Jacksonowi dostrzeżenie, że jego kariera była w podobny sposób źle zarządzana lub, co najbardziej prawdopodobne, zdawał sobie z tego sprawę dużo wcześniej, lecz brakowało mu odwagi rozstać się z Gallinem i jego drużyną. Steven Wynn był o wiele szybszy i odważniejszy, bo dostał rezygnację Gallina w rok, nawet pomimo podpisania z nim siedmioletniego kontraktu.

Lecz sądząc po całych tych dalszych pozorach przyjacielskiego rozstania, nawet dla Steve’a Wynna nie była to łatwa decyzja i to prawdopodobnie jest ów kontekst, kiedy słowo „mafia”, tak nagle wprowadzone przez Wynna do narracji, powinno zostać zrozumiane także przez nas.
Osobista zniewaga
Żeby zapętlić naszą dyskusję o Sandym Gallinie i jego „gangu” pracującym z Michaelem Jacksonem podczas tego decydującego momentu, zostało jeszcze jedno nieprzytoczone tutaj źródło, które jest prawdopodobnie najbardziej wartościowe z nich wszystkich. Dostarcza nam wglądu z perspektywy osoby z wewnątrz, zaprzyjaźnionej z Sandym Gallinem, która pracowała w jego firmie przez ponad 10 lat i która wyjawia o wiele więcej niż wszystkie powyższe źródła razem wzięte.

Mówię tutaj o Shanie Mangatal, która pracowała jako recepcjonistka w Gallin-Morey Associates dokładnie w tym czasie, kiedy Gallin był managerem Michaela, która – jakżeby inaczej – była w MJ zadurzona i niedawno opublikowała książkę „Michael i ja: niewypowiedziana historia tajemnego romansu”.

Zostawmy wątek romansu, książka ma swoje wady, lecz pełen surowych faktów opis Shany traktujący tak o firmie Gallina, jak i o przemyśle rozrywkowym, o Hollywood i jego szaleństwie – to coś naprawdę godnego uwagi. Ta świetna charakterystyka polepszyła mi dzień i na pewno poprawi humor także wam.

Zaskakująco, Shana także przedstawia swojego szefa Sandy’ego Gallina i jego przyjaciół jako „Aksamitną Mafię”, zaczynam więc uważać, że do tego czasu stało się to swego rodzaju utartą frazą, używaną publicznie w dobrym towarzystwie, by podkreślić ów fenomen skupiania wpływów przez bardzo wąską grupę ludzi, którzy „dzierżą władzę” (dominują) w Hollywood w określonym czasie.
Tutaj przedstawiam parę ustępów z książki – w ramach, nazwijmy to, noworocznego prezentu dla wszystkich obecnych. Jeden z tych fragmentów wyjaśni Wam powód, dla którego Geffen przestał być bliskim przyjacielem Michaela Jacksona.

Tłumaczenie tweeta Shany Mangatal z 21 kwietnia 2018 roku: „Dziś nie tylko rocznica odejścia Prince’a, lecz także pierwsza rocznica śmierci mojego byłego szefa i managera Michaela Jacksona, Sandy’ego Gallina. To my razem z Dolly Parton w 1997.”

Shana Mangatal:

«Gallin-Morey Associates w latach 90. była jedną z najbardziej przebojowych firm zarządzania talentami. (…) przez siedem lat byłam w centrum uwagi tej ekskluzywnej enklawy producentów marzeń. 
Sandy Gallin był ekstrawaganckim i czarującym potężnym graczem w Hollywood. Jego najlepszym przyjacielem był miliarder David Geffen. Razem znali wszystkich. Byli częścią tak zwanej „Aksamitnej Mafii”, na którą składali się najbardziej wpływowi homoseksualni kierownicy w mieście. 
Kolejną najlepszą przyjaciółką Sandy’ego była legenda ekranu Elizabeth Taylor. Kilka razy dziennie dzwoniła do Gallina, żeby przedyskutować z nim najnowsze hollywoodzkie plotki. Jej ulubiony temat rozmowy – Michael Jackson. Czasem dzwoniła tak często, że Gallin musiał unikać jej telefonów i prosił mnie, bym mówiła, że go nie ma. Najbardziej zabawne jest to, iż zawsze wówczas wiedziała, że kłamię. 
(…) Sandy Gallin był jednym z tych szefów, jakich znajdziesz tylko w Hollywood. Codziennie medytował z Gurmukhem, jakimś guru w turbanie na głowie i zwalniał swych asystentów prawie co tydzień. Często słyszałam go, wrzeszczącego na nich za popełnienie choćby najmniejszego błędu. Patrzyłam, jak wybiegają z jego biura zapłakani by już nigdy nie powrócić. 
(…) Czasami nawet rzucał w nich czymś. Im więcej strachu okazywali, tym bardziej atakował. Większość nie wytrzymywała długo. Ale Sandy miał w sobie pewien urok, który powodował, że trudno było go nie lubić. Był zabawny, z modnym dowcipem i zawsze dla mnie miły. Nauczyłam się go kochać i, na szczęście, nie byłam nigdy narażona na żadną z jego tyrad. 
Jim Morey był przeciwieństwem Sandy’ego: kochany przez wszystkich. Był przyjacielskim i autentycznie miłym człowiekiem, rodzinnym, żonatym, mającym dzieci – wymarzony szef. Był owej dwójki tym bardziej konserwatywnym, ubierał się w designerskie garnitury, pachniał drogą wodą kolońską i zawsze nosił przy sobie aktówkę. On i Sandy wyrównywali się – yin i yang – partnerstwo idealne. Dawał mi porady i pomógł odnaleźć się w zwariowanym świecie, którego częścią teraz byłam. 
Moje biurko było ostoją w centrum szalejącego dookoła sztormu i niejednokrotnie odgrywałam rolę terapeutki, zachęcałam asystentów by się nie poddawali… 
Niektórzy z tych pomocników byli młodymi, homoseksualnymi chłopakami, których Sandy poznawał podczas swoich słynnych, cotygodniowych imprez przy basenie, które odbywały się w jego rozległej rezydencji w Beverly Hills lub w jego domu na plaży w Malibu. Większość z tych chłopaków ledwie wysiadła z autobusu, którym przyjechali tu z niewielkich miasteczek rozsianych po kraju. Ich skryte marzenie: stać się bogatym albo sławnym – lub obydwa. Tłumiłam śmiech za każdym razem, kiedy kolejny z nich wychodził z windy, by rozpocząć swój pierwszy dzień pracy. Byli tacy młodzieńczy i przejęci. Ich rozemocjonowanie nigdy nie trwało długo. 
Jakoś udało mi się utrzymać się w firmie przez niemal dekadę – rekord, jestem pewna. Przez te lata byłam świadkiem narodzin wielu legend i z pierwszego miejsca w rzędzie obserwowałam dziki i zwariowany przemysł muzyczny, który rozkwitał w tych gwałtownych dniach lat 90. 
Mój pierwszy miesiąc pracy i już zostałam zaproszona na jedną ze sławnych imprez u Gallina. Były one czymś legendarnym, o czym najwyżej czytuje się w magazynach. Coś jak te z Wielkiego Gatsby’ego. To miało być moje pierwsze, prawdziwe, hollywoodzkie przyjęcie. Nie miałam wtedy jeszcze nawet dwudziestu jeden lat, więc stwierdzenie, że byłam naiwna i nieskomplikowana byłoby niedopowiedzeniem. 
(…) Coś mówiło mi, że nie będzie to zwykłe przyjęcie. Impreza była urządzana dla chłopaka Sandy’ego, Toma. To były jego urodziny. Tom był nadzwyczajnie przystojny, z niemożliwie głębokimi dołeczkami w policzkach i słodką, środkowozachodnią osobowością. Pracował dla Gallina jako młodszy manager muzyczny. Nie miałam pojęcia, że był gejem, a tym bardziej chłopakiem Sandy’ego, aż do tej nocy. Był tak słodki, że przez ten krótki czas, który tam pracowałam, właściwie sama zdążyłam zacząć się w nim podkochiwać. Sandy najwyraźniej musiał się w nim mocno zadurzyć, bo przyjęcie było iście ekstrawaganckie. 
(…) Kiedy stałam tam w zachwycie, nie wiedząc, w którą stronę się najpierw obrócić, zabaczyłam Madonnę. Tak, tę Madonnę. Przechodziłam swoją fazę na Madonnę jako nastolatka, naśladując jej unikalny styl ubierania się i oglądając jej klipy muzyczne non stop, więc było to ekscytujące. Kiedy jednak podeszłam bliżej, rozczarowałam się. Nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądała tak, jak w swoich klipach. Ledwie miała na sobie makijaż. Jej włosy były kruczoczarne i wyglądały, jakby potrzebowały umycia – odgarnięte do tyłu z jej twarzy. Miała na sobie workowaty T-shirt i za duże szorty, do tego płaskie buty i skarpetki do kolan. Była też niska, czego się nie spodziewałam. 
(…) Miała wówczas trzydzieści dwa lata, lecz wyglądała jak uczennica, która zeszła na złą drogę. Jej zachowanie się zdradzało, że było postępowaniem kogoś, kto jest pod wyraźnym czegoś wpływem. Nie jestem pewna, czy faktycznie była, ale wyglądała nieprzytomnie. Usłyszałam, jak mówi „Nie biorę niebieskich” i wyobraziłam sobie, że chodzi jej o tabletki, gdyż większość Hollywood zdawała się być pod ich wpływem – ich oraz innych narkotyków. 
Madonna poznała Michaela po raz pierwszy kilka miesięcy wcześniej, na poprzedniej imprezie u Sandy’ego. Spędzili całą noc, siedząc na schodkach w foyer i rozmawiając. 
(…) Michael uwielbiał opowiadać historię swojej pierwszej randki z Madonną. Według niego, przyszła do jego mieszkania w samym płaszczu kąpielowym i próbowała go uwieść. Ale jej się nie udało. Jej agresja go odrzucała. 
Tamtej nocy jej odmówił, lecz teraz poważnie rewidował swoją decyzję, zastanawiając się, czy powinien był postąpić inaczej. Pytał nawet paru kolegów, włączając w to swojego producenta muzycznego Teddy’ego Rileya, o radę. „Czy powinienem?” Wszyscy przyjaciele mówili mu, że tak. Większość facetów nie odmawiała w tamtych czasach Madonnie. Była tak sławna, jak Michael i uważana za symbol seksu, wydawszy dodatkowo swoją kontrowersyjną książkę, Sex. Lecz Michael ostatecznie nigdy się na to nie zdecydował i wielki związek Michael & Madonna nigdy nie miał miejsca. 
Drinki były darmowe i nigdy się u Sandy’ego Gallina nie kończyły, i wszyscy sobie nimi dogadzali poza mną. Trzymałam ten sam kieliszek szampana przez całą noc. Wiedziałam, że nie będę w stanie dojechać do domu, jeśli wypiję więcej niż to. Terence Trent D’Arby, którego przebój Sign Your Name uczynił z niego niedawno gwiazdę, również tam był i zdawało się, że wypił za dużo. Stałam za nim w kolejce do łazienki. Niecierpliwił się, bo ktokolwiek był w środku, długo mu zajmowało. Po jakichś dziesięciu minutach czekania rąbnął pięścią w drzwi, krzycząc: „Za długo ci schodzi!” 
(…) Ku naszemu zaskoczeniu, kiedy drzwi się otworzyły, z łazienki wyszły wszystkie trzy członkinie The Pointer Sisters, potykając się, z zakłopotaniem wypisanym na twarzach. Terence pospieszył do środka, nie odzywając się więcej i po chwili już był z powrotem. Weszłam po nim i mogłam wyczuć charakterystyczny zapach marihuany. Tamtej nocy dowiedziałam się więc, dlaczego ludzie w Hollywood zawsze szli do łazienki w towarzystwie i przepadali tam na wieczność.»

Jest też niewielka wzmianka o Davidzie Geffenie, która wyjaśnia jak i w jakich okolicznościach jego partnerstwo z Michaelem Jacksonem się popsuło i dlaczego ostatecznie każdy z nich poszedł swoją drogą.

«Najlepszy przyjaciel Sandy’ego, David Geffen, też tam był. W tamtym momencie był najbogatszym, najbardziej wpływowym człowiekiem w mieście. Demonstrował trwałą opaleniznę i miał w sobie to nieokreślone coś, co czyniło go nieodpartym. David i Sandy zbliżali się już do pięćdziesiątki, ale byli w niezwykłej formie, z łatwością mogli przyciągnąć każdego młodego, gorącego faceta, jakiego chcieli. Wszyscy chcieli znać Davida, i – w owym czasie – Michael Jackson nie był wyjątkiem. 
David i Michael szybko stali się przyjaciółmi i David przedstawił Michaela Sandy’emu. W ten sposób Michael stał się jego klientem. Krążyły nawet plotki, że David i Michael potajemnie randkowali. Zastanawiałam się, czy to mogła być prawda. Nikt wtedy tak naprawdę nie wiedział, jakiej orientacji był Michael, ale wszyscy o tym spekulowali. Udało mu się utrzymać tę kwestię niejednoznaczną nawet dla tych, którzy dobrze go znali. 
Lata później zapytałam Michaela o Davida i dlaczego nie są już bliskimi przyjaciółmi (Michaelowi jakoś udawało się zrywać z większością przyjaciół co kilka lat). Nie wiem, na ile to prawda, bo Michaelowi zdarzało się czasem koloryzować, ale powiedział, że David chciał go uwieść, nawet próbował go pocałować, i wówczas Michael odmówił. Od tego momentu przyjaźń została nadwyrężona. Historia brzmiała zadziwiająco podobnie do tej z Madonną. 
Jedno było pewne: zarówno kobiety, jak i mężczyzn intrygował naturalny urok Michaela. Znać go znaczyło niemal to samo, co zakochać się w nim. Wielu próbowało go uwieść – bezskutecznie.»


Shana Mangatal o Michaelu Jacksonie i Davidzie Geffenie

Mój Boże, zatem Geffen próbował go pocałować, uwieść w ten sam sposób, jak to chciała zrobić Madonna, ale Michael mu odmówił… A ich relacja została od tego czasu „nadwyrężona”… I to jest główny powód, który podaje Michael na to, że nie są już bliskimi przyjaciółmi…

Powtórzę raz jeszcze dla tych, którzy nie zrozumieli.

MICHAEL ODRZUCIŁ GEFFENA

Odrzucił go, mimo iż to mógł być dla Geffena główny punkt znajomości z Michaelem od samego początku. I z pewnością, gdyby Michael się zgodził, jego przyszłość wyglądałaby zupełnie inaczej.

Geffen zaprzyjaźnił się z Jacksonem w 1982 roku i oficjalnie rozstał z nim w 1995. A teraz dowiadujemy się, że w pewnym momencie między tymi datami Geffen próbował Michaela uwieść i Michael mu odmówił.

Rozstrzygające znaczenie tej informacji nie powinno być niedocenione.

Inni sławni ludzie zostali przez Geffena zrujnowani za wykroczenia znacznie mniejsze i nigdy już o nich od tej pory nie usłyszano, nawet pomimo ich błyskotliwego talentu (przykład Donny Summer).

A odmowa Michaela była dla Geffena osobistą zniewagą, a biorąc pod uwagę jego mściwość, Michael mógł w tym miejscu pożegnać się z karierą.

Ludzie, którzy znają Davida Geffena, mówią na osobności, że jeśli jest twoim przyjacielem, zrobi dla ciebie wszystko, lecz jeśli zmieni się w twojego wroga, „możesz równie dobrze się zabić”.

Michael o tym nie wiedział, lecz od tego momentu obrócenie się jego kariery w gruzy było już tylko kwestią czasu.

"Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...