niedziela, 27 stycznia 2019

Michael Jackson, ruch #MeToo i "Leaving Neverland" - cz. 1.

Poniżej znajdują się fragmenty postu z szeroko znanego fanowskiego bloga. Pominęłam np. fragmenty dotyczące Coreya Feldmana, ponieważ jego sprawę opisywałam już kiedyś w tekstach znajdujących się na stronie MJ Translate.



Ponad rok temu zaczęłam pisać o Michaelu Jacksonie i ruchu #MeToo. Wówczas kampania Corey'a Feldmana zaczynała przykuwać dużą uwagę prasy (niestety zazwyczaj negatywną) wokół pedofilii w Hollywood, jak również rozpowszechniał on nagranie, na którym jasno można było usłyszeć jak zapewnia w 1993 r. śledczą Okręgu Santa Barbara, Deborah Linden, że Michael Jackson nie jest "tą osobą" i wymienił z nazwiska swojego faktycznego prześladowcę, aktora Jona Grissoma. Niemalże w tym samym czasie wybuchł skandal związany z Harveyem Weinsteinem za sprawą przełomowego artykułu New York Times, który wyjawił, iż Weinstein był odpowiedzialny za sianie negatywnych prasowych historii o Michaelu Jacksonie (jak również o innych celebrytach), aby zakryć swoje własne występki. A co najlepsze, to miało miejsce wtedy, kiedy sprawa Wade'a Robsona i Jimmy'ego Safechucka przeciwko firmom Michaela Jacksona została ostatecznie odrzucona przez sąd. Wtedy wielu fanów było podekscytowanych tą widoczną zmianą kursu, myśląc, że teraz z pewnością media zaczną pokazywać jak źle Jackson był przedstawiany przez te wszystkie lata. W rzeczy samej, oczekiwałam, że moim postem wywołam reakcję w stylu "karma wraca". Zapowiadało się na to, iż podczas gdy #MeToo zaowocowało upadkiem wielu bogatych, sławnych, posiadających władzę - i posługujących się najohydniejszymi taktykami biznesowymi ludzi - okaże się łaskawym wybawieniem dla Michaela Jacksona. W końcu, wyglądało na to, że ci brudni gracze, którzy go wrabiali i przyczynili się do wywołania linczu w wykonaniu pospólstwa, które bezlitośnie go ścigało, zostali nareszcie pokonani. Obecnie bardzo się cieszę, iż postanowiłam dać sobie trochę czasu, żeby spojrzeć na to z innej perspektywy. Jak się okazało, najgorsza wojna była jeszcze daleko przed nami; tak naprawdę, oni się dopiero rozgrzewali! Jak się okazało, trzymali w rękawie najbrudniejsze taktyki.

[...]

Owy łoskot rozpoczął się w ubiegłym roku, kiedy to dziennikarz Louis Theroux zatweetował w sarkastyczny sposób w odpowiedzi na artystyczną wystawę "Off The Wall" Michaela Jacksona w Londynie, pytając (i w tym momencie parafrazuję), dlaczego nie przyjrzano się bliżej sprawie Michaela Jacksona w erze #MeToo (tak jakby Michael Jackson nie był poddawany takowym zabiegom przez ponad dwie dekady!). Następnie, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, kiedy ten pogląd nadal funkcjonował w logice i rozumowaniu, Richard Marx (ten od kilku hitów z lat 80-tych, obecnie prawie już zapomnianych) dołączył do anty-Jacksonowskiej nagonki na Twitterze przy okazji uroczystości Diamentowych Urodzin Jacksona. Te przytyki, pomimo swojego irytującego charakteru, byłyby jeszcze znośne. Jeśli fani Jacksona czegokolwiek się nauczyli, to właśnie tego, iż zawsze znajdą się jacyś uparci idioci, którzy nie wiedzą niczego na temat zarzutów wobec Michaela Jacksona ani jego procesu z 2005 r., i którzy nie zaprzepaszczą okazji do wyrażenia swojej ignorancji. To nie jest nic nowego.

Jednakże, kiedy film dokumentalny "Surviving R.Kelly" został opublikowany i kiedy dream hampton podjęła swego rodzaju niewytłumaczalną decyzję o tym, by w jakikolwiek sposób uszczknąć kawałek Michaela Jacksona i w wplątać go w tę sprawę, gdyż faktem jest, że nagrał on piosenkę napisaną przez R.Kelly'ego (albo i nie, jeśli uwierzylibyśmy w historie o plagiacie), wtedy właśnie powstały z igły widły. Niemniej jednak, eksplozja ta wyglądała wyjątkowo podejrzanie. Wielu artystów współpracowało z R.Kellym na przestrzeni lat i nagrywało z nim piosenki. A poza tym, dlaczego inni muzycy nie chcieliby z nim pracować? Geniusza R.Kelly'ego jako autora piosenek i muzyka nie kwestionowano. Artyści pracujący z nim tworzą długą listę, na której znajdują się między innymi Chance the Rapper, Lady Gaga i Celine Dion, lecz spośród ich wszystkich, to właśnie Michael Jackson został wybrany przez współzałożycielkę BlackLivesMatter, Patrisse Cullors, by podkreślić swoje zdanie za pomocą tweeta, który był tak samo dziwny, jak i obłudny:
"Dwaj współpracujący pedofile, Michael Jackson i R.Kelly - ten rodzaj gwałtu i wykorzystywania w Hollywood jest zadziwiający #SurvivingRKelly"

Należy zadać pytanie: Dlaczego Michael Jackson był oczerniany za to, że jedynie nagrywał w swoim mniemaniu piękną miłosną balladę (bo tym właśnie ona jest) i dlaczego nie mówiło się o pozostałych kolaboracjach Kelly'ego? W tym przypadku, chcę się w to bardziej zagłębić. Podczas gdy dobrym jest to, iż tego typu brutalne zachowania seksualne zostają pociągane do odpowiedzialności, to czy mamy wchodzić na to śliskie zbocze, jeżeli zamierzamy brać pod uwagę każdego artystę, aktora, itd., który, jak się złożyło, pracował albo zawierał jakieś biznesowe umowy z oskarżonym celebrytą? Czy teraz wydajemy wyrok o winie na podstawie zwykłego powiązania? I gdzie leży ta granica, że spodziewamy się, iż jedynie dlatego, że jeden celebryta pracuje z drugim nad piosenką, to jest to równoznaczne z tym, że są oni w jakiś sposób zaznajomieni z tym czym zajmują się prywatnie?

Zaraz po wypuszczeniu filmu, Lady Gaga (trochę obłudnie, tak naprawdę) natychmiast odcięła się od całej afery poprzez publiczne wyparcie się duetu z R.Kellym, "Do What U Want", i usunięcie go z ogólnodostępnego streamingu. Nie zrozumcie mnie źle; lubię Lady Gagę. Jednak pod znakiem zapytania stawiam podejrzany czas tego nagłego "przebudzenia", że postąpiła źle jedynie nagrywając duet z kontrowersyjnym piosenkarzem.

Ale w tym tkwi różnica. Artyści tacy jak Lady Gaga, którzy nadal żyją, mają taki wybór i opcję, żeby przemówić w takich sprawach; i bronić się albo podjąć odpowiednie działania jeśli jest taka konieczność. Michael Jackson nie ma takiej możliwości.

Lady Gaga w sposób obłudny "usunęła" swoją kolaborację z R.Kellym, przebudzając się po opublikowaniu "Surviving R.Kelly". ALE ONA PRZYNAJMNIEJ MIAŁA TAKI WYBÓR!

Skąd tak naprawdę mamy wiedzieć co myślałby dzisiaj - po nagraniu "You Are Not Alone"? Czy też, gdyby mógł, z opóźnionym refleksem, wycofałby się? Mówiąc absolutnie szczerze, po prostu tego nie wiemy. Chodzi o to, że najzwyczajniej nie ma wyboru. Nie może obronić siebie, jak i swoich dawnych wyborów sprzed dwudziestu lat, podobnie jak i ci pozostali celebryci.
Czy dzisiaj Michael wycofałby się z decyzji o coverowaniu "You Are Not Alone"? Nie wiemy. Ale musimy też pamiętać, iż on już nie ma takiego wyboru.

Jednak, jak się okazało, to zamieszanie stworzone przez "Surviving R.Kelly" było jedynie namiastką czegoś o wiele gorszego, co właśnie miało nadejść.

9 stycznia informacje o czterogodzinnym filmie "Leaving Neverland" zatrzęsły środowiskiem fanów. Żadną niespodzianką nie było to, że ponownie stali za tym Wade Robson i Jimmy Safechuck. Jednakże bardziej przygnębiającym faktem było to, iż ten jednostronny film pseudodokumentalny ma zostać zaprezentowany na Festiwalu Filmowym Sundance oraz ma mieć premierę na HBO i brytyjskim Channel 4 (jak się okazało, HBO było głównym sponsorem).

[...]

[Kwestia Weinsteina]:

Dowody wyszły na światło dzienne w grudniu 2017 r., w artykule New York Times. Oto cytat:

"Przy kolacji, w zachodnim Hollywood, pod koniec roku 2003 albo na początku kolejnego roku, panowie omawiali plan jak pomóc panu Weinsteinowi uniknąć zawstydzenia. Podczas kiedy był w związku małżeńskim, miał kogoś na boku, odkrył pan Benza. Pracownik studia artystycznego w Los Angeles, gdzie to pozostawiono prezent dla pana Weinsteina - obraz z przedstawionym symbolem "Hollywood" przerobionym na "Harveywood" - powiadomił pana Benzę, iż przyjaciółka, Georgina Chapman, spotkała się z producentem, panem Weinsteinem, który później wziął ślub z panią Chapman, był w separacji i chciał utrzymać tę relację w ukryciu do rozwodu, nawiązując do jego rzeczniczki, Sallie Hofmeister.

Pan Benza, miał coś zasugerować. "Mógłbym dostarczyć twoim dziewczynom od PR wiele plotek - wiele historii - a jeśli ludzie zajęliby się nimi zamiast tym, że "Harvey ma romans", to byłby to taki handel wymienny", przypomina sobie jak mówił do Weinsteina pan Benza. "Odparł, 'A.J., to muszą być dobre historie', a ja na to 'O to się nie martw'."

Przyjmując miesięczne wynagrodzenie, pan Benza stwierdził, że zebrał rzeczy na Rogera Clemensa, Michaela Jacksona i innych, i wysłał je do zespołu komunikacyjnego pana Weinsteina, lecz nie wiedział czy zostaną one wykorzystane w handlu w zamian za historie o producencie. Rzeczniczka pana Weinsteina powiedziała, że wynagrodzenia pana Benzy dotyczyły pracy PR-owej podczas sporu Miramaxa z Disneyem.

Po 10 miesiącach pan Weinstein stwierdził "Uważam, że jesteśmy kwita; Uważam, że nam się udało", mówi pan Benza, który ostatnio przez krótki czas pisał dla American Media, a teraz prowadzi swój własny plotkarski podcast "Fame Is a Bitch".

Ten "pan Benza" z artykułu to nikt inny jak plotkarski dziennikarz A.J.Benza, znany ze swoich podłych historii o bogatych i sławnych, a w szczególności z obrzydliwych historii o Michaelu Jacksonie. Na jaw wyszło, iż Weinstein blisko pracował także z Dylanem Howardem, edytorem Radar Online i National Enquirer, kreującym historie odgrywające "zasłony dymne" w postaci historii o innych celebrytach, włącznie (najbardziej notorycznie) z Michaelem Jacksonem. Robi się to podwójnie interesujące, kiedy przypomnimy sobie, iż to Dylan Howard był czołową postacią medialną, do której zgłaszali się adwokaci Wade'a Robsona, zwłaszcza przy okazji tej afery z 2016 r., kiedy to sfabrykowano nieprawdziwą historię o rzekomym znalezieniu dziecięcej pornografii w Neverlandzie - a takowej przecież nigdy nie znaleziono.

Po tych wszystkich informacjach, czy jakąkolwiek niespodzianką jest to, że nowy film dokumentalny "Untouchable" - ujawniający występki Harveya Weinsteina - miał premierę na Festiwalu Filmowym Sundance dokładnie tego samego dnia co "Leaving Neverland"? Drodzy czytelnicy, czy przypominacie sobie jakiekolwiek doniesienia prasy w ten weekend na temat "Untouchable"? Ja też nie. O, tak, były jakieś informacje na kilku niszowych stronach, ale poza tym, nic. Porównajcie to do medialnego szaleństwa otaczającego "Leaving Neverland" i już wiecie. W stanie Utah czuć jest teraz czymś bardzo zgniłym. "Leaving Neverland" zostało bardzo, bardzo późno dodane, w ostatnim momencie ustalania harmonogramu, ledwo zdążając przed deadlinem, i widać było spore parcie na otrzymanie rachunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...