wtorek, 10 lipca 2018

"Let's Make HIStory" - cz. 6.

David "Hawk" Wolinski - keyboardzista




Moja poprzednia konwersacja z Johnem Robinsonem zachęciła mnie do zanurzenia się w muzycznym świecie jego zespołu Rufus. W rzeczy samej, jak wyjaśnił JR, zespół Chaki Khany, w przypadku Quincy'ego Jonesa i Bruce'a Swediena, stanowił punkt honoru; chcieli oni zaprezentować publiczności album Masterjam, który został wydany w 1979r., podobnie jak Off The Wall. Oczywistym stało się, iż David Wolinski, kamień węgielny zespołu, wraz ze swoją grą na keyboardzie i swoimi kompozycjami wyznaczyłby idealny ślad prezentując kolejną odsłonę piosenki Rock With You i za śladem tym podążaliby wszyscy. I w rzeczy samej, właśnie tam się znajdowałem, otoczony złotymi płytami zawieszonymi na jego biurowych ścianach, a on odpowiedział na wszystkie moje pytania bez najmniejszego problemu. To znaczy, że tak powiem, na prawie wszystkie moje pytania... Jeżeli chodzi o pochodzenie jego słynnego pseudonimu Hawk, odparł jedynie, że to długa historia...




Po pierwsze, czy mógłbyś wyjawić nam w jaki sposób zrodziła się twoja muzyczna pasja (śpiewanie, syntezatory) i jak rozpoczęła się twoja kariera?


Zawsze lubiłem muzykę, ale ciekawe jest to, iż nie lubię wszystkiego: lubię jazz i blues. Mój przyjaciel z mojej pierwszej kapeli wciągnął mnie w jazz, tak więc wkręciłem się w jazz i blues, i skończyło się na tym, że chcę grać już tylko na pianinie. Jednak to już dłuższa historia, ponieważ moi rodzice kupili mi pianino i pobierałem lekcje gry na pianinie, lecz miałem srogiego nauczyciela, od którego obrywałem kiedy popełniałem jakieś błędy... i po prostu odmówiłem uczęszczania na dalsze lekcje gry na pianinie. Później, po jakiś trzech latach, sam zacząłem grać i już nigdy nie przestałem. W konsekwencji, nauczyłem się grać samodzielnie: zakochałem się w tym i podobało mi się to wyzwanie spróbowania nauczenia się tego i grania w zespołach... i to właśnie sprawiło, iż jestem tu gdzie teraz jestem! Istnieje wiele pobocznych ścieżek, ale to już inna historia...


Zanim rozpocząłeś z nim współpracę, co myślałeś na temat Michaela Jacksona, kiedy był młodym artystą rozpoczynającym karierę wraz z braćmi, w J5, w Motown?


Cóż, nie znałem go kiedy był młodym artystą, ale wiedziałem o nim oczywiście! Jestem pod wrażeniem tych świetnych rzeczy, jakie wydawali. Był wspaniały, a kolaboracja z nim doszła do skutku poprzez Quincy'ego Jonesa: to była wspaniała okazja, bo przecież kto nie chciałby pracować z Michaelem Jacksonem? Jak już powiedziałem, nie znałem ich, ale ich lubiłem!


Czy możesz powiedzieć nam w jaki sposób skontaktowano się z tobą w sprawie pracy nad albumem Off The Wall, a w szczególności w sprawie piosenki Rock With You?


Quincy miał biuro w siedzibie mojego menedżera: znajdowali się w tym samym budynku i byli jakby blisko. Zatem poprosiliśmy go, żeby wyprodukował krążek Masterjam Chaki Khan, a on odpowiedział tak. Następnie, w trakcie trasy, poznałem Johna Robinsona: mieliśmy wiele problemów z naszym perkusistą, więc udałem się do nocnego klubu w Cleveland. W klubie nie było nikogo poza mną a JR wparował wraz ze swoją kapelą i natychmiast, kiedy go usłyszałem, pomyślałem: O mój Boże, to jest najlepszy perkusista na świecie!. Zatem podszedłem do niego i powiedziałem: Hej, chciałbyś dołączyć do Rufusa?. Dokładnie to powiedziałem! On odparł: Żartujesz sobie?. Ja na to: Nie, nie żartuję. Szukamy perkusisty, a ty byłbyś idealny!. Tak więc poszedłem wyciągnąć wszystkich chłopaków z łóżek, wszyscy przyszli, wszyscy go wysłuchali i stwierdzili: O mój Boże, on jest niesamowity!. Zatem następnego dnia zrobiliśmy próbę, o której nie poinformowaliśmy naszego perkusisty, a JR przyszedł i rozwalił system! Potem zadzwoniłem do Quincy'ego i powiedziałem mu: Znalazłem najlepszego perkusistę na świecie. Wtedy Quincy go posłuchał, podszedł do mnie i stwierdził: To jest najlepszy perkusista na świecie! i wciągnął go na album Off The Wall. Także tak to wyglądało: odkryłem JR i jest on teraz najczęściej nagrywającym perkusistą w historii świata. Nieźle. Zmieniłem świat muzyki! Ktoś mi to powiedział pewnego dnia i pomyślałem: Jezu, nawet o tym nie pomyślałem!. Ale pomyśl tylko o tym wszystkim co on zagrał: ten facet jest niedorzeczny!


Rozmowa na temat Rock With You wiąże się z jej autorem i kompozytorem, Rodem Tempertonem. Czy przypominasz sobie ten moment, w którym zaprezentował ci swoją piosenkę w czasie kiedy dopiero co rozpoczął swoją współpracę z Quincy Jonesem? Czy mógłbyś podzielić się z nami swoimi wspomnieniami na temat tego świetnego muzyka?


To było dokładnie w tym samym czasie, kiedy nagrywaliśmy Masterjam, tak więc znajdowaliśmy się w studio, a Quincy przyprowadził Roda, który jest bardzo książkowym człowiekiem: był ubrany w gruby sweter i w ogóle nie wyglądał jak kompozytor, raczej jak anty-kompozytor. Tak więc przyszedł i każdemu powiedział co dokładnie ma grać! Każdą partię. To ma być tak a to ma być tak: robił tak dosłownie z każdą piosenką jaką kiedykolwiek napisał! I teraz rozmawiając o nagraniu Masterjam, skończyło się na tym, że musiałem odbierać go codziennie z hotelu, bo on nie prowadzi (tak jak Quincy), przywozić go do studia a potem z powrotem do domu: zatem staliśmy się dla siebie nawzajem jak bracia a Quincy zwykł nas nazywać Chester & Lester (którzy byli muzykami country)! Tak więc poznaliśmy się nawzajem i zrozumiałem jego pochodzenie. Ale ten facet jest geniuszem! Przywoływał w swojej głowie każdą partię i dokładnie mówił co trzeba zrobić i zagrać, do takiego stopnia, że zaczynałeś zastanawiać się: O czym ten gość nawija? Niby jak to ma się udać?. Następnie słyszałem to wszystko złożone do jednej kupy i wychodziło świetnie!... Był w tym tak dobry a ja nigdy nie słyszałem żeby ktokolwiek inny robił to w ten sposób. Zatem on nigdy nam niczego nie prezentował, nie miał żadnego demo, ani niczego. Dlatego właśnie to było takie dziwne i nawet fajne jednocześnie!


Czy pamiętasz to pierwsze spotkanie z Michaelem Jacksonem?


To było w trakcie sesji do Rock With You: po prostu przyszedł kilka razy posłuchać czy jest jakiś progres w brzmieniu i żeby spotkać się z nami. Oczywiście, kiedy nagraliśmy Thrillera, był przy tym i urządzaliśmy sobie pogawędki. Była jedna piosenka (nie pamiętam jej nazwy), na której sporo grałem na pianinie, ale widocznie nie dosyć dużo i nie wymieniono na niej mojego nazwiska, nie wiem dlaczego, ponieważ nigdy nie rozmawiałem o tym z Quincym, bo przecież kogo to obchodzi? To znaczy, wiem, że na niej grałem. Mam z nim zdjęcia, a także z nim i z Michaelem, gdyż znajdował się tam podczas całej sesji i był bardzo zaangażowany. Siedział, słuchał i dużo komentował. A teraz bardzo zabawna i prawdziwa historia, jaką opowiadałem niewielu osobom, i która pokazuje trochę więcej na temat prawdziwej twarzy tego faceta, ponieważ wszyscy myśleli, że Michael tak naprawdę był typem samotnika. Po wydaniu albumu Off The Wall, trafiłem do takiej małej księgarni w Studio City i chciałem kupić książkę, więc wchodzę tam, a tam Michael sobie stoi! Miał okulary przeciwsłoneczne i kapelusz, jak również założoną maskę: w tamtym czasie nikt nie był świadomy, że zasłaniał się w ten sposób, ponieważ był świeżo po operacji plastycznej, co było tak bardzo niewiarygodne. Nikt nie złożył tego do kupy: myśleliśmy po prostu, że jest ekscentryczny albo że nie lubił dymu z papierosów w powietrzu czy czegokolwiek... Tak więc podszedłem do niego i powiedziałem: Hej, co tam?. On odparł: Cóż, po prostu się rozglądam i kupuję różne fotografie i książki o sztuce.... I pamiętam, że wyszedł przede mną i nikogo z nim nie było, żadnych ochroniarzy, nikogo! Miał ten swój stary Chevy Biscayne z 63r., bardzo antyczny samochód, włączył silnik i odjechał, sam! A ja pomyślałem, iż był po prostu normalnym gościem!...


Przy nagrywaniu sesji studyjnej do Rock With You, znajdowała się tam dosłownie cała kapela Rufus: jakie były konsekwencje tego zebrania wszystkich członków zespołu w powodu nagrywania piosenki innego artysty?


Quincy chciał mieć sekcję rytmiczną, gdyż JR był tak niesamowity i sekcja rytmiczna była świetna: znajdowaliśmy się pośrodku najwspanialszej sekcji rytmicznej wszechczasów, byliśmy cudowni, weszliśmy do Top 10 sekcji rytmicznych R'n'B! Geniusz Quincy'ego polegał na tym, że był świetny w decydowaniu kogo przyjmuje, jak reżyser podczas castingu: wiedział kto zagra świetnie w tej piosence, kto zagra świetnie w tamtej piosence, tak że nie musiał pouczać ludzi. To tak jakbyś zatrudniał Roberta De Niro do roli gangstera i nie musisz mówić Robertowi De Niro jak to jest być gangsterem! Nie zatrudniasz Robina Williamsa do roli gangstera... I Bruce Swedien, oczywiście, także tam był: wspaniały facet! Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, byłem asystentem inżyniera i coś nie brzmiało najlepiej w słuchawkach, więc podszedłem tam i zacząłem kręcić się wokół deski do miksowania dźwięku Bruce'a. A on nie był zbytnio z tego zadowolony i mówił coś w stylu: Nie dotykaj deski: poradzę sobie, po prostu czekaj.... Później zorientowałem się, że mamy urodziny tego samego dnia i powiedziałem: Teraz już wiem dlaczego powiedziałeś to co powiedziałeś, bo ja bym powiedział to samo! (śmiech). Tak naprawdę wiele się od niego nauczyłem, ponieważ jako producent, używałem dużo basu a ówczesny problem polegał na tym, iż zbyt duża ilość basu nie sprawdzała się na wszystkich systemach: zawsze łatwiej było dodać bas do całego systemu niż go usuwać. Jeśli usuwa się z systemu bas, cała struktura się zmienia. Tak więc Bruce miksował nagrania na pięciu różnych głośnikach, krzyżując je. Jednakże, jeżeli masz zbyt dużo basu na małych głośnikach, nie będzie niczego słychać, poza basem! Zatem musisz zachować idealny balans, a jeśli ktoś używa dużych głośników, to niech tak zostanie. To Bruce jako pierwszy mi to uświadomił, pomimo tego, że przecież mnie nie uczył, a facetem którym tak naprawdę mnie tego uczył był David Leonard, jeden z inżynierów albumu IV Toto (wraz z hitem Africa) i jednych z pierwszych nagrań Prince'a. Współ-produkowałem Neville Brothers razem z nim: był absolutnie genialnym inżynierem.


Czy mógłbyś podzielić się z nami jakimiś szczególnymi wspomnieniami z tych konkretnych sesji studyjnych?


Pamiętam, że Rock With You była bardzo trudną piosenką do zagrania, ponieważ sporo się w niej dzieje: wiele zmian, wiele różnorakich sekcji i granie piosenki w takich okolicznościach i sprawienie, żeby była funkowa, nie jest łatwe do zrobienia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, iż mieliśmy bardzo małe pole do improwizacji mając nad głową Roda Tempertona mówiącego nam co mamy grać. Wyobraź sobie kogoś tłumaczącego ci niemal wszystko bardzo precyzyjnie co masz zagrać a zaraz chce, żebyś grał to z prawdziwym funkowym wyczuciem... Funkowe wyczucie zazwyczaj wymaga znacznej ilości improwizacji: to właśnie sprawia, że jest to funkowe! To tak jakby grać utwory Bacha i sprawić, żeby stałyby się funkowe, grać z nut i sprawiać, że jest to funkowe, jak byś tego dokonał? Byłoby to bardzo trudne bez zmieniania rytmu albo tempa jednocześnie... Jednakże było to świetne wyzwanie i wspaniale było kiedy to zakończyliśmy, ponieważ wiedzieliśmy, iż trafiliśmy w sedno. Kiedy teraz powracam do nich i słucham tych wszystkich piosenek, uważam, że była to prawdopodobnie najbardziej złożona piosenka na tym krążku, bardzo trudna...


Na tym nagraniu Michael Boddicker i Greg Phillinganes zostali wyznaczeni do syntezatorów podczas gdy ty zostałeś wyznaczony do elektrycznego pianina Fender Rhodes. Co kierowało tymi artystycznymi wyborami?


To wszystko zasługa Quincy'ego, wiesz. To zdolność Quincy'ego do przeznaczenia właściwej partii właściwej osobie. Michael Boddicker był uważany za absolutnego geniusza gry na syntezatorze, doprawdy świetnego programistę. Ówczesne syntezatory nie były łatwo dostępne tak jak teraz: w znacznym stopniu były obsługiwane manualnie, tak więc trzeba było bardzo dużo ćwiczyć, żeby uzyskać z nich coś naprawdę wspaniałego. Łatwym było operowanie dźwiękami wstępnymi, lecz poprawianie ich celem uzyskania właściwego brzmienia, nie było łatwe. To nie było nawet tak odrobinę proste jak ma to miejsce obecnie za pomocą komputerów. Ludzie eksperymentowali z nimi i była to trudna rzecz. Oczywiście Greg Phillinganes jest mistrzem: jest niesamowity, także jeśli uda ci się zaciągnąć go do grania na jakimkolwiek twoim instrumencie, nieważne czy jest to tamburyn, musisz go zatrudnić!
Kolejna historia związana z Quincym miała miejsce kiedy poprosił mnie, abym zagrał chyba na The Dude, zatem udałem się na sesję wraz z moim przyjacielem. Mieli tam Yamaha DX7, na którym Quincy grał piosenkę, a następnie do ludzi tam zgromadzonym powiedział coś w stylu: Co myślicie? i Ja uważam, że po prostu zrobimy to czy tamto.... Mój przyjaciel przyglądał się temu wszystkiemu podczas kiedy ja zajmowałem się syntezatorem, przygotowując jakieś małe partie, poprawiając dźwięk i takie tam. Quincy nie mówił nic poza: O tak, to jest to! Właśnie tak, dajesz! oraz Ok, Bruce (albo Svensk), weźmy się za to!. Zatem zajęliśmy się tym, nagraliśmy to, chyba poprawiliśmy tę czy inną partię, jakieś takie małe rzeczy a Quincy na to: Ok, świetnie!. Tak więc wyszliśmy a mój przyjaciel do mnie: Jezu Chryste, to Quincy Jones! Ale... on nic nie robi!?. Odpowiedziałem: Cóż, jego zadaniem jest wybieranie właściwego człowieka na właściwe miejsce! Zatem nie musi niczego robić: to geniusz castingu!. Wiesz, nie zatrudnisz Oscara Petersona do zagrania partii na pianinie, jeśli chcesz aby zagrał ją Thelonious Monk: on nie zagra tej partii w taki sam sposób, ponieważ żaden z nich nie potrafi grać tak samo jak ten drugi. Jeżeli masz materiał dla Theloniousa Monka, to zatrudniasz Theloniousa Monka: nie zatrudniasz Oscara Petersona, ażeby spróbował zagrać w taki sposób jak zagrałby Thelonious Monk. Quincy rozpoznaje właściwych ludzi, pracuje z nimi i próbuje uzyskać dźwięk: Może powinieneś spróbować tego. A może zrób to bardziej w ten sposób.. I o to chodzi! To brzmi naprawdę prosto, ale wcale nie jest tak proste jak ktoś by sobie pomyślał.
Jeśli chodzi o moją własną partię, granie jej było zabawą, gdyż zważając na to co Rod mi powiedział, jak mam to zrobić, i tak też to zrobiłem, to tak naprawdę nadal jestem niełatwy we współpracy, jeśli ktoś mi coś narzuca, wiesz. I tak mogę przekroczyć jakieś granice, zwłaszcza jeśli wiem, że mam rację. Tak więc dokonałem pewnego odstąpienia od klucza w mojej pracy a on stwierdził: O tak, to zabrzmiało świetnie! Tak to zostaw. I tak to zostawili.


W 1995r. Michael wydał swoją pierwszą kompilację dołączoną do podwójnego albumu HIStory i wybrana do niej została Rock With You. Jako muzyk, czy poruszył cię fakt, iż artysta ten pokazuje swoje uznanie dla twojej pracy i traktuje ją jako najlepszą w swojej dyskografii?


Cóż, jeśli coś jest świetne, to już na zawsze pozostanie świetne! Wielkość trwa wiecznie, przynajmniej w ludzkich umysłach. Jeśli piosenka był wspaniała dwadzieścia lat temu, to nadal jest wspaniała: jak mogłoby być inaczej?


Co czujesz kiedy obecnie słuchasz Rock With You? Czy piosenka ta w dalszym ciągu zajmuje wyjątkowe miejsce lub pozycję w twojej dyskografii?


Tak jak powiedziałem, to było prawie jak... nie chcę powiedzieć, że było jak słuchanie jej po raz pierwszy, jednak zrobiła na mnie wrażenie. Pomyślałem: Chłopcze, byleś doprawdy dobry!. To świetne wystąpienie a my tak naprawdę nie nanosiliśmy wielu poprawek, ponieważ ekipa nie popełniała żadnych błędów. Nie popełniasz błędów, jeśli pracujesz dla Quincy'ego Jonesa: istnieje mnóstwo osób, które się nie mylą.


Skomponowałeś hit Ain't Nobody dla Rufusa, ale czytałem, iż myślałeś, żeby zaproponować tę piosenkę Quincy'emu i Michaelowi na album Thriller: czy możesz opowiedzieć nam więcej o tej zakulisowej historii?


Kiedy napisałem tę piosenkę, zagrałem ją kilku osobom pośród których znajdował się Glenn Frey z The Eagles, jeden z moich najdroższych przyjaciół na świecie. Po prostu popatrzył na mnie i powiedział: Uuu! To gigantyczny hit! Otrzymasz za to Grammy! To jest po prostu wielkie!. Także wiedziałem, że to jest dobre, więc zagrałem to Quincy'emu a on na to: Dajmy to Michaelowi!. Jednakże problem polegał na tym, iż już obiecałem ją Chace i zespołowi, a ja dotrzymuję przyrzeczeń. Wiesz, wielokrotnie dotrzymuję obietnic, przez jakie tracę wiele pieniędzy, ale za to mam czyste sumienie! Ale co się wydarzyło – wytwórnia płytowa nie chała, żeby to był pierwszy singiel, podczas kiedy ja przypuszczałem, iż będzie to pierwszy singiel. Wybrali piosenkę napisaną przez innego keyboardzistę, Kevina Murphy'ego, mojego wielkiego przyjaciela, i była to dobra piosenka, ale to nadal nie była Ain't Nobody...
Tak więc wtedy wyraziłem się mniej więcej w ten sposób: Oh, chłopaki, spójrzcie, mogę zanieść to prosto do Quincy'ego i wtedy szansa na to, że Michael to nagra wynosi 99%. Zatem, jeżeli to nie jest pierwszy singiel, to ją oddaję. To już była końcówka naszej kariery z Chaką: wiedziałem, że już nie zrobi z nami więcej nagrań, więc jeśli wydamy niezbyt dobry pierwszy singiel, jaki nic by nie zwojował, to drugi singiel nie miałby szans... Tak to wyglądało a ja o tym wiedziałem, zatem stwierdziłem: Jeśli wydacie piosenkę Kevina jako pierwszy singiel, to ja kończę tę współpracę. To właśnie się wydarzyło i wydali Ain't Nobody jako pierwszy singiel i to było potężne!
Ale, żeby być całkowicie szczerym, ironią jest to, iż kiedy przyglądam się temu po latach, jeśli Michael nagrałby tę piosenkę, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek kiedykolwiek dokonałby tego ponownie. Jeżeli spojrzysz na wszystkie nagrania Michaela, to czy ktoś je coverował? Nikt tego nie robi! Czy ktokolwiek wykonał Billie Jean? Albo Rock With You? Albo Thrillera? Nie, ponieważ są to świetne, ale i trudne piosenki do zaśpiewania coveru. Jednakże Ain't Nobody jest po prostu na tyle duża, aby sprawić, że ludzie pomyślą: Oh, no cóż, mógłbym zaśpiewać tę chce spróbować. Tak naprawdę, George Michael wykonał jej wersję na żywo, lecz nigdy nie została ona wydana. Zawiera ona także osiem różnych sekcji, które ludzie samplują non stop. Tak więc, gdyby znalazła się ona na albumie Thriller, nieustannie zarabiałaby dużo pieniędzy, ale nie wydaje mi się, żebym poprzez te lata zarobił podobną sumę pieniędzy. Taka ironia.


Czy byłeś zaangażowany w jakieś inne projekty albo wspomnienia artystyczne powiązane z MJem?


Tak naprawdę zatrudniono mnie do sporej liczby piosenek na album Victory, więc udałem się do domu Tito. Byłem tam codziennie przez miesiąc i mieliśmy nagrywać piosenki, ale to donikąd nie zmierzało... Pomijając wspomnienia, cóż, kiedy zacząłem rozumieć problemy z jakimi borykał się Michael, stało się to dla mnie dosyć jasne, ponieważ dostrzegłem to, iż był ofiarą lichwiarstwa, nawet pomimo tego, iż jego bracia byli cudownie miłymi ludźmi, to jednak on czuł przymus. Znajdował się pod ciągłymi emocjonalnymi i finansowymi żądaniami, a ja po prostu uważam, że nie był w stanie poradzić sobie z taką ilością presji... A kiedy zobaczyłem teledysk do This Is It i to co oni chcieli zrobić wiedząc w jakim jest wieku, i jak bardzo fizycznie wymagające jest wyruszenie w trasę, pomyślałem, że nie ma mowy, aby on mógł tego dokonać: on musiał umrzeć... Ale wszyscy chcieli dostać się do kasy i o to w tym wszystkim chodziło. Tak więc właśnie dlatego to przydarzyło się temu biednemu dzieciakowi...


Przechodząc do konkluzji, jakie wspomnienie na zawsze zatrzymasz o Michaelu Jacksonie, zarówno jako o człowieku, jak i o artyście?


Uważam, że był świetnym artystą. Uważam, iż był torturowany. Uważam, że był wykorzystywany. Miał doprawdy dobre serce, wielkie serce, ale prawdopodobnie zrobił dla ludzi więcej niż powinien był zrobić. Powinien być odrobinę bardziej samolubny, ponieważ o wiele lepiej by na tym wyszedł... Ale on nie potrafił powiedzieć nie - zawsze był bardzo miły. Nie mam żadnych złych wspomnień na temat tego faceta, gdyż on nie mógł być już bardziej miłym.



Wywiad ten wraz z wywiadem z Johnem Robinsonem idealnie się nawzajem uzupełniają, jeśli jest mowa o piosence Rock With You. Kawałek ten tak wspaniale reprezentuje młodego i niepamiętnego Michaela Jacksona, gotowego podbić świat swoją emancypacją solowego artysty, że chciałem pozyskać tę możliwość przeprowadzenia pełnej dyskusji za sprawą tych niepodważalnych źródeł. Opowieść byłaby niekompletna, gdyby album Off The Wall został pominięty, ale na szczęście tak się nie stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...