niedziela, 12 stycznia 2020

"Nawet siostra Michaela Jacksona, LaToya, stwierdziła, że był winny"/"Aktualne oskarżenia Jamesa Safechucka potwierdzają to, co LaToya powiedziała w 1993 r."

Współautorka tłumaczenia: Kathy Quintanilla
źr.: https://themichaeljacksonallegations.com/2019/08/18/even-michael-jacksons-sister-latoya-said-he-was-guilty-james-safechucks-current-allegations-back-up-what-latoya-said-in-1993/



Był czas, kiedy nawet własna siostra Michaela Jacksona, LaToya, opowiadała się za jego winą.
Przeciwnicy MJ lubią cytować niektóre jej wypowiedzi z lat 1993-94. Niektóre, ponieważ LaToya była wówczas dość niekonsekwentna.

Kiedy Michael w 1993 r. został oskarżony o molestowanie Jordana Chandlera, LaToya, 2 września 1993 r., po raz pierwszy wypowiedziała się na ten temat. Jako gość programu „Today” oznajmiła:
„Na tysiąc procent popieram Michaela. Jeśli się nad tym zastanowisz, on został osądzony przed
wysunięciem jakichkolwiek oskarżeń”. Następnie, w ciągu kilku minut stwierdziła, że nie wie, czy zarzuty są prawdziwe czy nie. I że nie jest sędzią, żeby rozstrzygać cokolwiek w tym temacie.

Kilka tygodni później pojawiła się w programie Maury’ego Povicha i skarżyła się, że opinia publiczna osądziła jej brata, a nawet nie wysunięto przeciw niemu żadnych zarzutów. Stwierdziła, że nie było niczego niecodziennego w relacji Michaela z dziećmi, i że uwierzyłaby w te zarzuty jedynie wtedy, gdyby usłyszała to bezpośrednio z ust Michaela.

Swoje stanowisko LaToya zmieniła kilka miesięcy później. 8 grudnia 1993 r., kiedy to zorganizowała konferencję prasową w Tel Awiwie, w Izraelu. Jest to konferencja, która często jest wymieniana przez krytyków Michaela jako „dowód" jego winy. LaToya powiedziała wtedy: „Michael jest moim bratem i bardzo go kocham. Ale nie mogę i nie będę jego milczącym wspólnikiem w jego zbrodni przeciwko małym, niewinnym dzieciom... Kocham mojego brata, ale to jest złe. Nie chcę widzieć cierpienia tych dzieci”.

Nie wyjaśniła jaką „współpracę” i „zbrodnie” miała na myśli. W kolejnych wywiadach zapewniała, że nigdy nie była świadkiem nadużyć ani niewłaściwego zachowania ze strony brata. To, co zrobiła w tym i innych, późniejszych wywiadach, było po prostu kreowaniem insynuacji i przypuszczeń.

Utrzymywała, że ich matka pokazała jej czeki wypisane przez Michaela dla rodziców dzieci "na duże sumy", i że Katherine nazywała Michaela „cholernym pedałem” (Katherine Jackson później zaprzeczyła tym twierdzeniom). Mąż LaToi i jednocześnie jej menedżer, Jack Gordon, powiedział prasie, że Michael groził, iż zabije LaToyę i próbował ją dwukrotnie porwać, żeby ją uciszyć.

LaToya wraz ze swoim menedżerem-mężem, Jackiem Gordonem

W innym wywiadzie dla Maury’ego Povicha LaToya stwierdziła, że nigdy nie widziała Michaela w
łóżku z jakimkolwiek chłopcem, ale uważała, że jej brat jest winny. Utrzymywała, że widziała czek wystawiony na kwotę 1 miliona dolarów, wypisany na ojca młodego chłopca. Nie wierzyła
również, że Michael był uzależniony od leków i uznała, iż zostało to wymyślone (dzisiaj wiadomo, że było inaczej – Michael był naprawdę uzależniony i ta historia nie została wymyślona).

Krytycy Michaela do dzisiaj lubią powoływać się na "dowody" w postaci tychże czeków. Sugerują, iż mogła to być pewnego rodzaju zapłata za wykorzystywanie seksualne.

Nawet jeśli LaToya naprawdę widziała czeki, zdanie, że była to zapłata za wykorzytywanie seksualne, byłoby wyłącznie domniemaniem. Istnieje mnóstwo powodów, dla których ktoś mógłby wypisywać takie czeki. Kiedy LaToyę zapytano podczas wywiadu o to czy była to forma zapłaty za milczenie, ucięła temat, twierdząc, że nie może tego powiedzieć.

Czy to co mówiła LaToya potwierdza zarzuty Jamesa Safechucka?

LaToya stwierdziła, że widziała rzekome czeki w 1984 r. 21 lutego 1994 r., w wywiadzie dla Gerlando Rivery, przywołała tę historię bardziej szczegółowo i wspomniała, że czeki, które widziała, zostały wypisane na chłopca, którego ojciec był "kolekcjonerem śmieci".

Krytycy Michaela Jacksona ( w tym dziennikarka Diane Dimond) doszli do wniosku, że tym chłopcem był James Safechuck, ponieważ jego ojciec miał firmę zajmującą się segregacją odpadów.
Przeciwnicy Jacksona wykorzystują aktualne oskarżenia Safechucka jako dowód na prawdziwość słów LaToi z 1993 r. (lub twierdzenia LaToi jako dowód na prawdziwość zarzutów Safechucka).

Tak naprawdę, nic w tej historii się nie zgadza. Aktualne oskarżenia Jamesa Safechucka w ogóle nie potwierdzają "zapłaty za milczenie" LaToi, ani twierdzenia LaToi z 1993 r. nie potwierdzają zarzutów Safechucka. Wręcz przeciwnie! Nawet teraz, Safechuckowie nie twierdzą, jakoby mieli dostawać jakiekolwiek pieniądze za milczenie od Jacksona. James Safechuck nie powiedział swoim rodzicom o rzekomym wykorzystywaniu dopóki nie był dorosły i co za tym idzie – jego rodzice nie mogli otrzymać pieniędzy w latach 80-tych, w zamian za milczenie.

Co więcej, Safechuckowie zaprzyjaźnili się z Michaelem dopiero około 1987 r., a LaToya stwierdziła w wywiadzie, że widziała czeki w 1984 r.

Najbliższą historią, która przychodzi na myśl, związaną z oskarżeniami Safechucka, jest historia pożyczki, którą Safechuckom, na zakup domu, udzielił Jackson. Wspomnieli o tym w dokumencie "Leaving Neverland". Jednakże, historia ta nie pasuje do historii LaToi. Po pierwsze, Safechuckowie nie uważają tego za zapłatę. Oto, co matka Jamesa, Stephanie Safechuck, powiedziała w "Leaving Neverland" na temat pożyczki:
Chcieliśmy kupić kolejny dom, a Michael udzielił nam pożyczki na bardzo niskie oprocentowanie. Mój mąż był już wtedy po złożeniu zeznań. Byliśmy wtedy u Michaela. Mój syn także. A jak już wszystko zostało powiedziane i spisane, Michael odpuścił dług. Michael powiedział: "Nie, już nie chcę, abyście mi płacili. To prezent." Zatem kupił nam dom. To zupełnie przypadkowe, on nas nie przekupywał, ale czas był podobny. To po prostu brzmi źle. Tak.
Według odzyskanych dokumentów kredytowych, Michael Jackson udzielił Safechuckom pożyczki w dniu 11 maja 1992r. i wynosiła ona 305 000 dolarów (a nie milion dolarów jak twierdziła LaToya). Była to rzeczywista pożyczka, którą Safechuckowie mieli zwrócić. (John Branca, wymieniony w dokumencie, był prawnikiem reprezentującym Michaela Jacksona, a obecnie jest jednym z wykonawców jego zarządu spadkowego).




Nic z tego nie koreluje z historią LaToi ani z tym, co próbują wymyśleć przeciwnicy Michaela Jacksona. Kwota pożyczki wynosiła 305 000 dolarów, nie milion dolarów oraz została udzielona dużo później niż w momencie, kiedy to LaToya mogła widzieć takowe czeki. LaToya opuściła swój rodzinny dom w Encino/Hayvenhurst w maju 1988 r. Została kompletnie odizolowana od swojej rodziny za sprawą swojego przemocowego męża-menedżera, Jacka Gordona. Nie mogła widzieć ani rozmawiać na temat czeków w domu rodzinnym po maju 1988 r. Rzekome wykorzystywanie Jamesa Safechucka nawet się jeszcze nie rozpoczęło - dopiero w czerwcu 1988 r., zgodnie z jego własną historią, zatem oczywistym jest, iż żaden czek wystawiony przed tym czasem nie mógł być opłatą za jego rzekome wykorzystywanie.

W "Leaving Neverland" Stephanie Safechuck przyznaje, że pożyczka nie miała charakteru zapłaty ("To zupełnie przypadkowe, on nas nie przekupywał"), jednak nadal bardzo stara się, aby brzmiało to w jakiś złowrogi sposób ("ale czas był podobny. To po prostu brzmi źle"). Czas, kiedy Jackson odpuścił im dług. To delikatnie sugeruje, iż Jackson odpuścił dług od razu po tym jak zeznali na jego korzyść, w charakterze nagrody za to. To nie ma sensu, ponieważ, jeśli próbował ich przekupić, uprzedziłby ich, zanim złożyli zeznania, że odpuści im dług, jeśli zeznają na jego korzyść, a nic takiego nie miało miejsca, nawet zdaniem Safechucków.

Co więcej, jeśli przeczytasz powyższe dokumenty pożyczkowe, zrozumiesz, iż usiłowania Stephanie, ażeby sprawić, że czas tychże wydarzeń wyglądał źle, są zwodnicze. Jackson odpuścił im dług nie od razu po ich zeznaniach w 1993/1994 r., lecz ponad 3 lata później, w czerwcu 1997 r. Dlatego ani data, kiedy Jackson udzielił impożyczki (1992 r.), ani to, kiedy odpuścił im dług (1997 r.) nie ma żadnego związku z oskarżeniami z 1993 r. i ówczesnymi zeznaniami Safechucków. Ani z historią LaToi, która twierdziła, że widziała czeki w 1984 r.

Podsumowując:


  • Michael zaprzyjaźnił się z rodziną Safechucków w 1987 r., a LaToya utrzymuje, że widziała czeki w 1984 r.
  • LaToya opuściła dom rodzinny Jacksonów w maju 1988 r., a James Safechuck utrzymuje, że domniemane molestowanie zaczęło się w czerwcu 1988 r. Zatem LaToya nie mogła zobaczyć rzekomych czeków dla Safechucków przed majem 1988 r.
  • LaToya opuściła dom rodzinny Jacksonów w maju 1988 r., cztery lata przed udzieleniem Safechuckom pożyczki - w 1992 r., a więc tego także nie mogła zobaczyć.
  • Sami Safechuckowie - nawet teraz - nie twierdzą, jakoby kiedykolwiek mieli otrzymać "pieniądze za milczenie" od Michaela Jacksona.


  • Nazwisko Jamesa Safechucka było wówczas dobrze znane opinii publicznej. Gazety otwarcie wymieniały jego nazwisko w doniesieniach na temat Jacksona, więc, jeśli ktokolwiek chciałby wymyśleć historię o "kasie za milczenie" w kontekście Michaela Jacksona oraz chłopca w 1993 r., musiałoby to być bezmózgie zachowanie, by wykorzystać do tego chłopca, który był często widywany z gwiazdorem publicznie.

    Dlaczego LaToya miałaby kłamać na temat swojego brata?


    Teraz, jak już wyjaśniliśmy dlaczego twierdzenia LaToi z 1993/1994 r. nie są potwierdzane przez obecne zarzuty Safechucka (a nawet przeciwnie), porozmawiajmy o okolicznościach w jakich LaToya udzielała tych wywiadów, w latach 1993-1994.

    Jak wspomniano wyżej, na początku 1988 r. opuściła swoją rodzinę za sprawą swojego przemocowego menedżera-męża, Jacka Gordona. LaToya wiele lat później wyjawiła, że Gordon znęcał się nad nią fizycznie i zmusił ją do robienia wielu rzeczy, niezgodnie z jej wolą - np. odcięcie się od rodziny, pozowanie nago dla Playboya w 1988 r., itd. Nawiązując do autobiografii LaToi z 2012 r., zatytułowanej "Starting Over", Gordon regularnie ją bił i zastraszał ją, iż zabije ją lub jej brata, Michaela, lub jej siostrę, Janet. Gordon kompletnie odizolował ją od jej rodziny i od świata. Nie było jej wolno nawet czytać czegokolwiek ani oglądać telewizji. Znajdowała się całkowicie pod kontrolą człowieka stosującego przemoc.

    Zdjęcie LaToi z czasów, kiedy była z Jackiem Gordonem - pokazujące siniaki będące wynikiem znęcania się Gordona 

    Gordon nienawidził Michaela i ucieszyły go oskarżenia z 1993 r. Nawiązując do LaToi, Gordon zmusił ją do wydania oświadczenia na konferencji prasowej w Izraelu i musiała być przy tym przekonywująca jak tylko potrafiła, bo w innym przypadku Gordon by ją skrzywdził. Gordon zastraszał ją również, że on albo jego pracownik zabije Michaela, jeśli LaToya nie zrobi tego, co on jej kazał. "Później dowiedziałam się, iż Gordon próbował wyłudzić pieniądze od doradców Michaela, mówiąc im, że, jeśli nie zastosują się do jego żądań, będzie kazał mi to powiedzieć", napisała w swojej książce.

    Następnie za sprawą Gordona wystąpiła w kilku programach, aby negatywnie wypowiadać się na temat Michaela. Pośród nich był wywiad, w którym LaToya została przyłapana na posiadaniu słuchawki w uchu, poprzez którą Gordon przekazywał jej co ma mówić.

    [Tłumaczenie powyższego wywiadu LaToi z 1994 r. z australijskim dziennikarzem, Ray'em Martinem]:
    Ray Martin: My tego nie mówimy. My tego nie mówimy. To pani mówi, że jest pedofilem. 
    Narrator: Sytuacja stała się nieco dziwna, kiedy rozmowa zamieniła się w rzucanie oskarżeń przez LaToyę - pod adresem jej brata, Michaela. 
    R.M.: Niech pani nie oskarża... 
    L.: Wiecie co, mówicie dzieciom, że to w porządku być wykorzystywanym, a to nieprawda... 
    R.M.: Nie, nie mówimy niczego takiego... 
    N.: Im dłużej trwał wywiad, tym bardziej prowadzący, Martin, martwił się o stan psychiczny LaToi. 
    R.M.: LaToya, czy posiadasz opiekę psychiatryczną? 
    L.: ...on brzmi jak pedofil. Sposób, w jaki mówi... 
    R.M.: Czy korzystałaś z opieki psychiatrycznej? 
    L.: ...on brzmi dokładnie jak pedofil... 
    R.M.: Kto? Kto brzmi jak pedofil? 
    L.: Czy pan z nim był? Czy o to chodzi? Czy był pan z nim i boi się pan, że to teraz wyjdzie? Czy tego się pan obawia? 
    R.M.: Czy oskarżasz...? 
    L.: Nie oskarżam. Zadaję pytanie. Bo zachowuje się pan, jakby się pan rozzłościł. Nie ma pan żadnego powodu, żeby się zachowywać w ten sposób... 
    R.M.: To jest po prostu absurd. Podobnie jak wszystko o czym mówisz... 
    L.: Wsztstko o czym pan mówi też jest niedorzeczne. Uważam, że wszystko o czym pan mówi jest totalnie niedorzeczne. Nie zadaję mu ciosu w plecy... 
    R.M.: Cóż. Pani Jackson podtrzymywała ten nonsens przez następne 25 minut. Przez cały ten czas była sterowana przez kogoś w studiu, zza kamery. Prawdopodobnie przez swojego męża-menadżera, Jacka Gordona, do momentu aż nasz dziwaczny wywiad zakończył się w następujący spobób: 
    L.: Ludzie tacy jak pan będą pozwalali, aby to nadal się działo i to jest bardzo, bardzo złe. Nie chcę tu siedzieć i pana słuchać, jak mówi pan w ten sposób. Uważam, że to nieodpowiednie z pana strony... 
    R.M.: Kto do ciebie mówi z ukrycia? 
    L.: I tak już nie mam nic do powiedzenia. Uważam, że to co pan robi jest złe. Przepraszam. Żegnam. ... [zza kamery] I tak, mówię do pana, żeby mnie pan usłyszał. Nie słyszę pana, ale zdecydowanie chcę, aby pan usłyszał co mówię, bo ma pan poważne problemy. Cokolwiek to jest. Nie wiem. Ale powinien pan udać się do psychiatry. Żegnam.

    LaToya napisała w swojej książce, że czuła się winna i żałowała tego, co zrobiła Michaelowi:

    Moja konferencja prasowa odbiła się echem na całym świecie. To był szczyt sławy Michaela. Był supergwiazdą największego kalibru, lecz był także wielce niezrozumiany przez większość świata po dekadach fałszywych historii, które sprawiły, że wydawał się ekscentryczny i niestabilny. Doniesienia na temat oskarżeń przeciwko niemu i tak już doprowadziły media do szału. Teraz, fakt, że jego własna siostra się wypowiedziała, był wielkim newsem. Ta negatywna prasa była dokładnie tym, czym ci działający na szkodę Michaela chcieli, aby była. Z tego powodu, iż Gordon był zazdrosny, ponieważ powiedział, że myślał, iż Michael był najbliższą Bogu istotą i nie znosił sposobu, w jaki, jego zdaniem, wielbiłam Michaela - nawet myśl, że to nie było wielbienie, a miłość - Gordon był szczęśliwy widząc imię Michaela, jak i innych, mieszane z błotem. Każdy w tej sytuacji wygrywał, poza Michaelem i mną. Pogarda, jaką czuli do mnie fani Michaela po tej konferencji prasowej, nigdy nie mogła się równać pogardzie, jaką ja czułam względem samej siebie. Gdybym mogła cofnąć czas, wolałabym umrzeć z rąk Gordona niż być mu uległą.

    Kiedy "Leaving Neverland" zostało wyemitowane w marcu 2019 r., niektóre media ponownie próbowały wskrzesić słowa LaToi z 1993 r. przeciwko Michaelowi. W reakcji na to, opublikowała tego tweeta:

    "Wolność jest dla mnie ekstremalnie ważna, po prostu dlatego, że był taki czas, kiedy nie mogłam żyć, nie byłam w stanie być sobą i wyrażać siebie samej, byłam bita, dyktowano mi i mówiono co i jak dokładnie mam mówić mediom..."

    LaToya w końcu uciekła od swojego przemocowego męża w 1996 r. - uciekła dosłownie, tak jak to opisuje na tym filmiku:



    [Tłumaczenie powyższego wywiadu LaToi z 2008 r. z holenderskim dziennikarzem]:
    Dziennikarz: W którym momencie poczułaś się odsunięta od rodziny? Bo wtedy właśnie rozpoczęła się twoja walka i dlatego też teraz możesz zacząć od nowa, bo przeszłaś przez to... Ale kiedy poczułaś to odizolowanie? 
    L.: Zaczęło się od mojego menadżera. Nie znoszę wypowiadać jego imienia, bo miał na mnie bardzo zły wpływ i był ten element kontroli... I zapewne wiele kobiet doświadcza tego w swoim życiu. Nie uświadamiasz sobie tego. Został moim menadżerem. Moi rodzice nie mogli wraz ze mną udać się do Japonii, więc wysłali jego, ponieważ pracował z moim ojcem. I wysłali go ze mną do Japonii. Moja matka nie mogła tego zrobić i mój ojciec nie mógł tego zrobić. Kiedy dotarliśmy do Japonii, zaraz po przybyciu, zabrał mój paszport i powiedział: "Już nigdy nie wrócisz". I wiesz, przez wiele lat nie widziałam rodziny, bo on nie pozwalał mi wrócić. Od tamtego momentu zaczął stopniowo stosować przemoc, kontrolę: "Nie. Zostajesz w pokoju", "Tego nie robisz", "Mówisz to". Nie widywałam się z żadnymi ludźmi. Z nikim nie rozmawiałam. Jedynie występowałam na scenie, śpiewałam. Potem od razu do limuzyny, do hotelu, do samolotu. Żadnych przyjaciół. Niczego... 
    D.: Co ci mówił na temat twojej rodziny? 
    L.: Powiedział, że nigdy nie wrócę, że teraz należę do niego i on mnie kontroluje. I to dokładnie robił. 
    D.: Jak według ciebie on był w stanie cię kontrolować, z taką łatwością? 
    L.: Bardzo łatwo. Wiesz, teraz, jak jestem już poza tą sytuacją, myślę: "Jezu. Wszystko co musisz zrobić, to odejść", ale nie mogłam tego zrobić. 
    D.: Dlaczego nie mogłaś tego zrobić? 
    L.: Ponieważ, jeśli ktoś wzbudza w tobie strach, boisz się go i on jednocześnie cię kontroluje i klnie się, że cię zabije, jeżeli spróbujesz uciec albo coś zrobić, i trzyma cię pod okiem ochrony, którą on zatrudnił, oczywiście za twoje pieniądze, i cię pilnuje, i kiedy to robi, ty po prostu się boisz cokolwiek zrobić. Zatem to trwało wiele, wiele, wiele lat. 
    D.: On dosłownie powiedział: "Zabiję ciebie, twojego brata, wszystkich"... 
    L.: Nie wszystkich. Tylko mnie, Michaela i Janet. I ja mu wierzyłam. Wierzyłam mu z powodu tych rzeczy, które widziałam, będąc z nim. Wierzyłam w to co mówił innym ludziom. I jeśli to widzisz, widzisz pogróżki, widzisz co się dzieje... I teraz mogę swobodnie o tym mówić, więc czuję się z tym dobrze, pozbywając się tego. Zatem widzisz te rzeczy. Wiesz, że on to zrobi. Wiesz, że nie żartuje. Miał wielu przyjaciół w Nowym Jorku, na ulicy Mulberry. Spędziliśmy tam wiele czasu, więc wierzyłam w wiele rzeczy, które się wtedy działy i myślałam: "Wow. On tak na poważnie" i znałam wiele z tych osób. 
    D.: To obecnie bardzo głośna sprawa w Holandii. Chodzi o fenomem, który nazywa się u nas "Loverboys"... 
    L.: Och, tak to tutaj nazywają? 
    D.: Tak, "Loverboys". Ale chodzi o to samo - kontrolowanie. Nie możesz od tego uciec... 
    L.: Nie. Nie możesz stamtąd uciec... 
    D.: Czy ta osobista relacja z nim miała także charakter seksualny? 
    L.: Nie, nie. To nie była seksualna relacja, ale wzięliśmy ślub. Ożenił się ze mną bez mojej zgody. To okropna historia... 
    D.: Jak długo to trwało? 
    L.: To trwało do momentu aż byłam w końcu w stanie odejść... 
    D.: Ile lat? 
    L.: Hmm... Ile lat? Zbyt wiele, powinnam powiedzieć. Prawdopodobnie jakieś 11 lat... 
    D.: 11 lat... 
    L.: Tak, tak. 10 -11 lat. Długi, długi czas... 
    D.: To co sprawiło, że odeszłaś? Jak to zrobiłaś? 
    L.: Wiesz jak to jest, Robert, jeśli jesteś w takiej sytuacji i ktoś kontroluje twój umysł i mówi ci co masz mówić, i nie jesteś sobą, nie pamiętasz co się działo wczoraj, cały czas utrzymuje cię w takim stanie... To najdziwniejsza rzecz... Pewnego dnia poprosiłam o Biblię, bo nie wolno mi było niczego czytać. Nigdy nie pozwalał mi niczego czytać ani oglądać telewizji. Niczego. Zatem poprosiłam o Biblię, a on mnie spoliczkował i powiedział: "Nie. Nigdy nie dotkniesz Biblii", więc poprosiłam jednego z pracowników. Powiedziałam: "Proszę, jeśli tylko gdzieś znajdziesz dla mnie Biblię...", bo czułam, że potrzebuję tego w moim życiu. Modliłam się do Boga o pomoc, żeby coś się wydarzyło: "Proszę, daj mi siłę, by odejść", a ja po prostu nie mogłam tego zrobić, więc poprosiłam o tę Biblię, ponieważ za każdym razem, kiedy wychodził z domu... Mieszkaliśmy w Paryżu i w Paryżu, we Francji, mają takie zamki na klucz, że zatrzaskujesz kogoś od środka, więc zamykał mnie w domu, kiedy wychodził. Czy widziałeś kiedyś te zamki? 
    D.: Tak, tak. 
    L.: Nie mogłam wyjść. Zamykał mnie w środku. Doszło do tego, że wychodząc mówił: "Teraz wejdź do schowka" i dosłownie siedziałam w tym schowku, godzinami, aż wrócił. Taki właśnie strach we mnie wzbudzał i były takie dni, kiedy wracał wcześniej, zaglądał i mówił: "Tylko sprawdzam czy nie wyszłaś z tego schowka". I wiesz, byłam wytresowana jak pies. Tylko tak tam siedziałam skulona, na podłodze, w schowku, przez cały ten czas i nie wiedziałam czego mam się spodziewać, bo gdyby wrócił, a ja bym tam nie siedziała, znów by mnie pobił, więc po prostu tam zostawałam, przez cały ten czas, w schowku. I powiedziałam sobie: "Musi być jakiś sposób. Boże, proszę, pokaż mi światło. Daj mi jakiś znak". Nadal prosiłam różne osoby o Biblię i w końcu ktoś zdobył dla mnie tę Biblię i kiedy już ją dostałam, nie wypuszczałam jej z rąk. Brałam prysznic z Biblią w ręce. Nie wypuszczałam jej. Czułam, że to jest moja ochrona. To wszystko co mam, bo nie wolno mi było robić niczego innego, więc nawet brałam z nią prysznic. Nie zostawiałam jej ani na chwilę. Z jakiegoś powodu stałam się taka odważna. Po dwóch dniach od zdobycia tej Biblii powiedziałam: "Odchodzę i możesz mnie zabić, jeśli chcesz". Odparł: "Jeśli zbliżysz się do tych drzwi, zabiję cię". Ja na to: "Więc musisz to po prostu zrobić". I nie wiem skąd przybyła ta prawda. Po prostu przybyła. Powiedziałam: "Ale zanim to zrobię, potrzebuję mojego paszportu", bo nie miałam paszportu, a bez niego nigdzie się nie dostanę, bez dokumentu. I to była walka. Nie chciał mi dać tego paszportu. A ja nabrałam takiej odwagi, podniosłam słuchawkę telefonu i powiedziałam: "Zadzwonię na policję, jeśli mi nie oddasz paszportu. Naprawdę". Wtedy mnie pobił. Jeszcze mam tutaj ślady. Złapał butelkę i powiedział: "Nie! Od kiedy to stałaś się taka czupurna?!". Bo byłam wcześniej taka uległa i myślę, że to przez bycie Świadkiem Jehowy. Wierzysz ludziom, ufasz ludziom, a on był pozerem... I ja nie znałam tego świata... 
    D.: Ale tamtego dnia miałaś siłę. 
    L.: Miałam siłę tamtego dnia. Chwyciłam telefon. To było po tamtej nocy. Poszedł wziąć prysznic. Spojrzałam na niego i na telefon, żeby upewnić się, że on nie odbierze. Jak tylko wszedł pod prysznic, pobiegłam po książkę telefoniczną. Chwyciłam telefon. Otworzyłam na stronie z nazwiskami na literę "J". Szukałam Jacksonów i zadzwoniłam pod pierwszy numer, który zobaczyłam i był to mój brat, Randy. Randy odebrał telefon. Powiedziałam: "Cześć Randy. Tu LaToya", a on: "LaToya?! Cześć! Gdzie jesteś?!". Ja na to: "Randy, proszę, musisz mnie posłuchać. Musisz po mnie przyjechać!". Randy zapytał: "Gdzie jesteś?!". Ja na to: "W Nowym Jorku. Proszę, przyjedź i zabierz mnie!". On powiedział: "Poczekaj, poczekaj", a ja na to: "Nie, nie mam czasu!". Podał do telefonu moją matkę i mojego ojca. A on powiedział: "Och, LaToya, proszę, wróć do domu. Gdzie jesteś?". Ja odpowiedziałam: "W Nowym Jorku. Musicie mnie uratować. On mnie zabije. Przyrzekł, że mnie zabije". Mój ojciec powiedział: "Randy, wsiadaj w samolot i zabierz ją stamtąd!". Randy przyleciał i muszę ci to powiedzieć. Przyjechał po mnie, ale to wszystko trwało dla mnie tyle co całe życie. Ta podróż wydawała się być taka długa, bo czekałam, czekałam i czekałam. On wyszedł spod prysznica, pojechał do swojego biura w Nowym Jorku, a ja cały dzień chodziłam w piżamach, bo nie chciałam, żeby on myślał, że się gdzieś wybieram. Cały czas miałam je na sobie, na wypadek, gdyby wrócił, bo to zdarzało się wcześniej - sprawdzał mnie. Bo niby skąd miałam wiedzieć czy on nie patrzył i nie widział tego czerwonego światełka w trakcie mojej rozmowy przez telefon? Zatem siedziałam w tych piżamach, a Randy mówi: "Już prawie jestem na miejscu. Zbliżam się". Powiedziałam: "Proszę, pośpiesz się!". Powiedziałam mu gdzie jestem. Byłam wtedy w hotelu i powiedziałam: "OK. To jest numer pokuju. Przyjdź". Randy odparł: "OK. Bądź gotowa". Zapukał do drzwi. Zdjęłam dół piżamy, założyłam spodnie i po prostu tak wyszłam, bez niczego. Wyszłam kompletnie bez niczego. Jedynie z małą torebką... 
    D.: I czy od razu poczułaś wolność? 
    L.: Tak bardzo się bałam, że myślałam, że zasłabnę przy tych drzwiach. Byłam tak przerażona i powiedziałam: "Chodźmy! Uciekajmy! Uciekajmy! Chodźmy!", a Randy: "Nie. Wracamy prosto do samolotu!". Wsiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy na samolot. 
    D.: I byłaś wolna. 
    L.: I byłam wolna. Tak, byłam całkowicie wolna... 
    D.: Dosłownie nie mogę posiąść się z radości. Co za historia. Ale zostałaś uwolniona. To fantastyczne. 
    L.: Dziękuję. Dziękuję. 


    Od tego czasu jest niezachwianym poplecznikiem Michaela i często towarzyszyła mu w sądzie podczas procesu w 2005 r.

    Biorąc pod uwagę te fakty, nadszedł czas, aby media oraz przeciwnicy przestali wyrywać słowa LaToi z lat 1993-1994 z kontekstu całej obecnej sytuacji. Należy przestać ignorować to, co powiedziała na ten temat po tym jak uciekła od przemocy, jakiej to doświadczała w czasach, kiedy udzielała tych wywiadów.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    "Dangerous" Michaela Jacksona obchodzi 30-lecie wydania, czyli parę słów o albumie, który w popowym nurcie nie utracił tego, co typowe dla gospel*

    Tłumaczenie: M.R. [* gospel – chrześcijańska muzyka sakralna, wywodząca się z kultury czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki...